Dzisiejszy poranek nie należał do najmilszych. Już od momentu, w którym się obudziłam bolała mnie głowa i kręgosłup. Wczorajszy wieczór również nie był udany. W pubie mieliśmy bardzo duży ruch, bo w naszym liceum jest wymiana uczniowska. "Nasi" mają za zadanie opiekowanie się wypindrzonymi, snobistycznymi, zajebiście opalonymi Brazylijczykami. Najlepszym pomysłem na jaki wpadli uczestnicy wymiany to zrobienie sobie dyskoteki w naszym barze. Nie mamy ograniczeń wiekowych i to im pasuje najbardziej, bo inne kluby w mieście wymagają dokumentu. Tak... Najłatwiej przyjść i zrobić rozpierduche tam gdzie najbliżej. Pozdrawiam. Zapewne będą u nas codziennie dopóki nie wyjadą. Cudownie. Czujecie ten sarkazm?
W szkole też nie jest za ciekawie. Nauczycielka od hiszpańskiego zrobiła niezapowiedzianą kartkówkę z odmiany nieregularnych czasowników czym kompletnie mnie zaskoczyła i zwaliła jednocześnie z nóg. Gdy w weekend uczyłam się na ten tydzień w ogóle nie przypuszczałam, że będzie coś takiego planowała. Dobrze wiem jaką dostanę ocenę i będzie to już moja druga jedynka z hiszpana w ciągu tego pierwszego miesiąca. Porażka...
Wyciągnęłam ze swojej szafki kanapkę z żółtym serem i ruszyłam w stronę stołówki. Większość ludzi również kierowała się do tego miejsca. Oczywiście tak jak się spodziewałam. Przekraczając próg mojego "celu" zostałam porażona ilością uczniów znajdujących się już w środku. Rozejrzałam się wokoło i ja zwykle nie widziałam za ciekawych miejsc. Szkolna drużyna i ich znajomi siedzieli na samym środku, po prawej stronie siedzieli Ci "normalni" a po lewej prymusy. Zauważyłam Casimira po swojej prawej. Nie zauważył mnie, bo rozmawiał ze swoimi kumplami ze stolika. Wolałam nie stać już na samym środku tylko wreszcie gdzieś iść, dlatego ruszyłam do brata. Był tak pochłonięty jakąś ekscytującą rozmową, że zauważył mnie dopiero gdy stanęłam za jego plecami. Co dziwne, ucichł od razu. Postanowiłam zignorować to idiotyczne zachowanie. Uśmiechnęłam się i przywitałam ze wszystkimi.
- No witaj, śliczności moje.
- Spadaj, Derek. - skomentowałam "wyjątkowe" powitanie jednego z najgłupszych kumpli Casimira.
- Nie twoje, nie twoje... Nie przywłaszczaj sobie za wiele. - odezwał się mój brat i objął mnie w pasie w celu usadzeniu sobie na kolanach.
- Nie bądź samolubem, Cas.... - jęknął Derek ponownie. Wywróciłam oczami i wyswobodziłam się z objęć brata. Sprzątnęłam mu sprzed nosa JEGO butelkę z sokiem pomarańczowym i z szerokim uśmiechem na ustach ruszyłam na boisko ignorując jego pokrzyki sprzeciwu.
Kolejne lekcje minęły mi zadziwiająco szybko. Nim się obejrzałam byłam już w drodze do domu. Kolejny szok nastąpił gdy przekraczając próg domu, zobaczyłam naszą babcię zamiatającą podłogę. U nas w domu. Od razu spojrzałam na nią z otwartą buzią i nawet nie zdążyłam się odezwać a ta już mnie uciszyła.
- Podobno mamy mieć kontrolę policyjną, blah blah blah. - jedno zdanie wystarczyło żebym zrozumiała wszystko.
Casimir był już pełnoletni, jednak sąd nie chciał mu przyznać praw opiekuńczych nade mną i May, więc babcia wkroczyła do akcji. Jej argumenty poparł nasz adwokat, a później prokurator, więc nie jesteśmy zmuszeni do mieszkania w domu dziecka. Równie dobrze moglibyśmy być razem z babcią, tak jak wstępnie ustaliliśmy przed sądem, jednakże stwierdziłam, że nie będziemy jej zawracać głowy, bo już za dużo w życiu dla nas zrobiła. W tej sytuacji zgadzamy się z Casimirem w stu procentach. Braciszek wszedł do domu w tym samym momencie, w którym zaczęłam pomagać babci w porządkach. Chłopak praktycznie od razu zrozumiał o co chodzi i nie zadając żadnych zbędnych pytań, przyłączył się do nas.
-Idę do pracy. - odezwał się w pewnym momencie Cas. - Nie mogę się spóźnić. - dokończył i podniósł się z fotela. Ja nadal siedziałam na kanapie przytulona do babci. Przytaknęłyśmy i pożegnałyśmy się z nim. Nawet gdy zatrzasnął drzwi, dając nam do zrozumienia, że już wyszedł, ja z babcią nadal milczałam. Chociaż nie trwało to znowu aż tak długo...
-Jak tam u May? Byłam u niej w zeszłym tygodniu... Muszę się do niej wybrać znowu, bo już się stęskniłam, ale jakoś tak nie mam ostatnio czasu. Masa pracy w ogrodzie, do tego z dziadkiem do lekarza... - westchnęła i spojrzała na mnie wyczekująco.
-U małej wszystko w jak najlepszym porządku. Rozmawiałam wczoraj z lekarzem... Powiedział, że spokojnie mogłaby wrócić do domu... A ja...
-A ty powiedziałaś mu to co zwykle. - dokończyła za mnie staruszka.
-Właśnie. Do tego jeszcze dzisiaj ma rozmawiać przez telefon ze swoim największym idolem, a ja nie wiem czy mam się cieszyć czy wręcz przeciwnie... - westchnęłam zmartwiona. Sama do końca nie rozumiałam swoich "uczuć" do niego, ale dzięki babci trochę mi się przejaśniło.
-To jest ten co...
-Tak. To jest właśnie ten.
-Maya pewnie już nie może się doczekać! A ty, w przeciwieństwie do niej, niepotrzebnie się zamartwiasz. To nie jest wina tego gwiazdora. To NICZYJA wina. Tak po prostu musiało być... - wyjaśniła mi, jednocześnie zmieniając moje podejście do tej sytuacji.
-Może masz rację.. - przyznałam jej z powątpieniem. - Ale Casimir nic nie wie, a jestem prawie pewna, że też nie będzie tym faktem zachwycony... Pójdę już do niej. Zostaniesz jeszcze, prawda? Masz klucze jak by coś...
-Dam sobie radę! Leć już! - pogoniła mnie staruszka. Wymieniłyśmy się jeszcze czułym pożegnaniem i ruszyłam szybkim krokiem w stronę szpitala.
Nie mam pojęcia jak i kiedy pojawiła się moja "nienawiść" do Justina. Nawet nie wiem czy mogę to nazwać "nienawiścią", przecież go nie znam. Ale... Gdyby nie on, nie pojechaliby na koncert, nie byłoby wypadku i nadal miałabym rodziców. Chociaż... Pozytywem jest to, że przez ten wypadek wykryli u May raka i teraz są duże szanse na wyleczenie go. Kto wie czy później nie było by już ZA PÓŹNO? No właśnie. Poczułam zapach świeżutkich hot-dogów dobiegający ze stacji benzynowej po drugiej strony ulicy. Zorientowałam się, że nawet nie zjadłam obiadu, więc bez zastanowienia skierowałam się w tamtą stronę. Luźnym krokiem weszłam do budynku. Moim pierwszym celem była lodówka z napojami. Chwilę potem stałam przy kasie z butelką półlitrowej cytrynowej pepsi oraz z paczką żelków dla May. Cierpliwie zaczekałam, aż jakaś puszysta pani, zapłaci kartą kredytową za paczkę papierosów i w tym czasie wyciągnęłam swój portfel. Poszukałam jakiś drobnych i gdy nadeszła moja kolej poprosiłam o swój obiad. Młoda blondynka za ladą, kazała mi chwilę poczekać, aż nagrzeje się kiełbasa, bo kilkoro poprzednich klientów brało po trzy hot-dogi pod rząd. Przytaknęłam grzecznie i zrobiłam krok w tył chcąc zrobić miejsce w kolejce jakiemuś wielkiemu czarnoskóremu mężczyźnie. Niestety, mój pech od rana nadaj się utrzymywał. Nie pomyślałabym, że ktoś za mną stoi, więc nadepnęłam przez przypadek na czyjąś stopę. Oczywiście nie chcą zadawać za dużego bólu owej osobie, szybko odskoczyłam, przez co straciłam równowagę i o mało się nie przewróciłam, uderzając całym ciałem w sprawcę wypadku, który nie ruszył się z miejsca. Żelki i picie wypadły mi już w pierwszym zetknięciu z nieznajomym, jednak nie za bardzo zwróciłam na to uwagę, gdyż moim nadrzędnym zadaniem było przeproszenie poszkodowanego chłopaka za moją nieuwagę. Obróciłam się z prędkością światła i zaczęłam swój monolog.
-O mój Boże! Nic Ci nie jest? Naprawdę przepraszam! Nie chciałam.
-Nic się nie stało. - uspokoił mnie szatyn i pozbierał za mnie z ziemi moje zakupy. Odebrałam je od niego z otwartą buzią, spuściłam głowę i podziękowałam cicho. Dopiero gdy podniosłam na niego wzroku, mój uśmiech momentalnie zniknął. Pan Gwiazda we własnej osobie. Uśmiechał się do mnie i widać, że chciał coś powiedzieć, jednak przerwała mu ekspedientka, przypominając, że mój obiad jest już gotowy. Odebrałam jedzenie i podziękowałam. Spojrzałam jeszcze raz na Justina, jeszcze raz cicho przeprosiłam i wyszłam ze stacji szybkim krokiem. Jedyne o czym myślałam, to to, że nie mogę się wygadać May, że go spotkałam, bo mnie chyba zabije. Podjadając hot-doga coraz bardziej zbliżałam się do szpitala.
Próbowałam jakoś uspokoić rozanieloną dziesięciolatkę, jednak nie było to takie proste. W końcu za jakieś pięć, dziesięć minut miał zadzwonić do niej sam Justin Bieber, tylko dlatego, żeby sobie porozmawiać. Od tak.
-Jak tam było u Ciebie dzisiaj w szkole? - zapytała w pewnym momencie, zapewne chcąc oderwać myśli od tego, że za chwile spełni swoje marzenie.
-Kiepsko. - mruknęłam pod nosem przecierając twarz dłońmi. Od tych jej pisków i podekscytowania, zaczęła mnie boleć głowa. Nie chciałam jej tego mówić, żeby nie psuć jej humoru, ale sama zauważyła.
-Znowu cię boli głowa? - zapytała zmartwiona.
-Taak... Ale to nic takiego. Nie przejmuj się. - powiedziałam wymuszając krzywy uśmiech.
-No, ale... - nie dokończyła, bo jej telefon zaczął dzwonić. Podekscytowana pisnęła i odebrała, uprzednio włączając opcję "głośnomówiący". Ja sama wyciągnęłam swój telefon i zaczęłam ją nagrywać nie mogąc ze śmiechu z jej miny.
-H..Halo? - zapiszczała na początek.
-Cześć słonko! Tu Justin! - odezwał się gwiazdor wesołym głosem. Było słychać, że cieszy się z tej rozmowy. Nie miałam pojęcia. Może utrzymuje mu się dobry humor, taki jak na stacji benzynowej i to dlatego tak z nią rozmawia? Po jakiś pięciu minutach bezsensownego pierdolenia o niczym, zaczął konkretniejszy temat. - Chciałabyś może przyjść na mój koncert? - zapytał w ogóle nie zdając sobie sprawy jakie wywołał u mnie emocje tym zdaniem. Maya niczym się nie przejęła. Nawet na mnie nie spojrzała a już z radością krzyknęła, że "Oczywiście!". - W takim razie... Mogę ci dać te bilety? - zapytał czym totalnie zbił nas z tropu. Moja siostrzyczka była niemniej zaskoczona jak ja.
-Ale... W jakim sensie? - zapytała nie wiedząc za bardzo o co chodzi.
-Cóż... - zaczął, lecz nie skończył. Nie wiedziałam co się dzieję dopóki, Maya nie zaczęła piszczeć. Wybiegła z łóżka jak perszing i pobiegła do bruneta stojącego przed jej łóżkiem. Byłam w totalnym szoku. Od razu wyłączyłam nagrywanie i spuściłam głowę. Gwiazdor podniósł moją siostrę i przytulał przez dłuuuugi czas, cały czas powtarzając jak to się cieszy, że mógł ją poznać i takie tam. Zauważyłam, że obok niego stoją jacyś ludzie, a jeden wszystko nagrywa, więc momentalnie się uśmiechnęłam, pomimo, że nie było mnie widać zza kurtyny moich włosów.
-A to kto? - zapytał w pewnym momencie gwiazdor.
-To moja starsza siostra. - odezwała się Maya, więc zorientowałam się, że mowa o mnie. Podniosłam głowę z uśmiechem na ustach i poczułam na sobie ciężar spojrzeń wszystkich znajdujących się w pobliżu, w szczególności Pana Gwiazdy. Kulturalnie wstałam i podeszłam do szatyna w celu przedstawienia się. Nie myślałam, ze przyjdzie mi z nim porozmawiać osobiście, ale tak czy tak byłam w tarapatach. Nie pisnęłam słówka May, że spotkałam go dzisiaj i wolałam, żeby nie wiedziała. To nic, że przyjechał specjalnie dla niej. Nie wzięłam dla niej autografu i za to by mnie zabiła. Dawałam gwiazdorowi dyskretne znaki, że ma się nie wygadać co do naszego spotkania i być może zajarzył, bo nic o tym nie wspomniał.
-Annabelle. Miło mi. - przedstawiłam się i podałam mu rękę. Uścisnął ją i uśmiechnął się jeszcze szerzej.
-Justin. Mi również miło. - odpowiedział nie przestając się uśmiechać.
Minęła już godzina, a Bieber jak usiadł na łóżku z May, tak siedzi. Byłam już porozmawiać z Marthą, przejść się po szpitalu, wypić kawę w kawiarence na dole... Nie chciałam im przeszkadzać. Dziwnie to brzmi, prawda? W końcu moja księżniczka nie wytrzymała i zawołała mnie do nich. Niepewnie podeszłam do łóżka i usiadłam na krześle obok.
-Annabelle jest najlepszą siostrą na świecie! Niektórzy mówią na nią Annie, ale ja ją nazywam Bella, bo jest taka piękna! - zaczęła mnie chwalić. - Śliczna jest, prawda? - zapytała gwiazdora. Chciałam mu przerwać, jednak ten bez wahania jej odpowiedział.
-Tak, masz rację. - zatkało mnie. Totalnie. Zaśmiałam się zażenowana i spuściłam głowę, zakrywając się włosami, żeby nie zobaczyli moich rumieńców na policzkach. - O zobacz! Zawstydziła się! - ożywił się Justin i zaczął chichotać. Po chwili dołączyła do niego moja siostra. Ja również nie byłam dłużna. Podniosłam głowę śmiejąc się lekko i klepnęłam go w kolano, bo było najbliżej, jednocześnie mrucząc pod nosem "Głupek". Oczywiście dla żartów. Cała moja nienawiść jakby gdzieś wyparowała. Chłopak zachowywał się tak naturalnie, że aż nie mogłam w to uwierzyć. Rozmawialiśmy na wszystkie tematy, bez żadnych zahamowań. Byłam pozytywnie zaskoczona z jaką lekkością z nami rozmawiał.
-Annabelle, mogę Cię na chwilę prosić? - zapytał mnie jakiś mężczyzna wychylając się zza kotary. Spojrzałam na niego zdziwiona, ale nic nie mówiąc, odeszłam od łóżka zostawiając ich samych.
-Tak? - zapytałam mężczyzny, gdy znaleźliśmy się na korytarzu.
-Scooter Brown, menager Justina. Miło mi. - podał mi rękę. Pomimo tego, że znał moje imię tak czy tak kulturalnie się przedstawiłam. - Chciałbym z tobą o czymś porozmawiać. Możemy przejść do kawiarenki na małą chwilę? - przytaknęłam bez słowa. Będąc już na dole, zajęliśmy stolik. Scooter poprosił herbatę dla siebie, a ja wzięłam kawę ignorując jego zdziwione spojrzenie.
-No co? - zapytałam nie mogąc już wytrzymać jego wzroku.
-Jest już wpół do siódmej. Nie za późno na kawę? - zapytał.
-Za godzinę muszę być w pracy. - mruknęłam pod nosem. Ten tylko przytaknął.
-Rozumiem. Słuchaj... Chciałbym porozmawiać o tobie i twojej siostrze... Nie chciałabyś może trochę sławy? - zapytał prosto z mostu. Spojrzałam na niego zdziwiona. Wytłumaczył mi wszystko dokładnie i powoli, przez co spojrzałam na to z innej perspektywy. Justin jest popularny. Gdy tylko media dowiedzą się, że pomaga mojej siostrze, zaczną interesować się May. Gdy zrobi się o niej głośno, jest większe prawdopodobieństwo, że znajdziemy dawcę. Obiecałam mu, że zastanowię się i dam znać. Wymieniliśmy się numerami telefonów i wróciliśmy do sali. Uśmiechnęłam się na ich widok. Nie zmienili pozycji i nadal rozmawiali. Tematy im się nie kończyły, jednak czas już powoli tak. Zbliżała się siódma, więc westchnęłam głośno i przerwałam im.
-Ja już będę się zbierać. - May posmutniała a Justin spojrzał na mnie zdziwiony.
-Justin, my już powoli też. - wtrącił się Scooter.
-Tak szybko? - zapytał nie kryjąc rozczarowania. Zrobiło mi się ciepło na sercu, że nie chciał jeszcze opuszczać mojej siostry. Księżniczce jeszcze bardziej zrzedła mina. Wstała z łóżka i przyszła do mnie. Przytuliła się i zapytała czy przyjdę w poniedziałek.
-Oczywiście, że tak. Zawsze przychodzę! Cały weekend będzie z tobą Cas, więc nie martw się. - uspokoiłam ją lekko.
-Dzisiaj też idziesz do pracy? - zapytała drżącym głosem.
-Muszę. - westchnęłam w jej włosy.
-To uważaj na siebie. - powiedziała. Pocałowałam ją we włosy, przytuliłam i chciałam opuścić salę, gdy Justin poprosił, żebym za nim zaczekała. Nie wiedziałam o co chodzi, ale nie mogłam się spóźnić. Czekałam zniecierpliwiona. Jak nic, będę musiała biec. Nareszcie pojawił się na korytarzu, więc ja już powolnym krokiem ruszyłam w stronę windy. Wszyscy, którzy z nim przyjechali byli już w hotelu, został tylko jego menager, który również z Justinem zaczął mnie gonić.
-Gdzie ci się tak spieszy? - zapytał, gdy wreszcie znalazł się przy moim boku.
-Muszę zdążyć do pracy... - mruknęłam, krzywiąc się.
-Teraz do pracy? - zapytał zdziwiony.
-Tak... Niektórym w życiu się nie udało... - spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się krzywo.
-A nie lepiej byłoby w weekend? - kontynuował rozmowę.
-Nie płacą aż tyle, co za nocne zmiany, więc wiesz. W weekendy nadrabiam szkołę, bo popołudniami siedzę z May. - wytłumaczyłam mu nie wiem po co.
-Gdzie pracujesz? - zainteresował się.
-Blisko domu. Nie przejmuj się. - odpowiedziałam wymijająco.
-Ale chodzi mi o dzielnicę. Może cię podwieziemy? - zaproponował, jednocześnie spoglądając pytającym wzrokiem na swojego menagera. Nie miał z tym żadnego problemu, więc już chwilę później, siedziałam w luksusowym, terenowym samochodzie z przyciemnianymi szybami. Podałam nazwę ulicy i chwilę później byłam pogrążona w rozmowie z Justinem. Znowu gadaliśmy sobie na luzie o samych pierdołach. Gdy samochód zatrzymał się pod barem westchnęłam zrezygnowana. Bieber wysiadł z samochodu jako pierwszy i otworzy przede mną drzwi, czym byłam mile zaskoczona. Spojrzał niepewnie na budynek i skrzywił się z niesmakiem.
-Powiedz, że to nie tu. - jęknął. Zaśmiałam się lekko.
-Niestety. - powiedziałam chciałam się już pożegnać i iść do lokalu, jednak chłopak mnie zatrzymał.
-Słuchaj, podasz mi swój numer? Nie chciałbym stracić z wami kontaktu... - zaczął się tłumaczyć, a ja z uśmiechem tylko przytaknęłam. Wystraszyłam się w pewnym momencie, jak szybko zmieniłam do niego nastawienie, ale tak wpłynęła na mnie jego zachowanie. Tak po prostu. Podałam mu swój numer i pożegnałam. Chciałam mu podać rękę, jednak nie zdążyłam jej wyciągnąć, gdyż ten rozłożył ręce w geście przytulenia mnie. Odwzajemniłam uścisk niepewnie. Poczułam zapach jego perfum i zakręciło mi się w głowie. Musiały być drogie, bo pachniały cudownie. Odsunęłam się od niego i zrezygnowana ruszyłam w stronę pubu. Obróciłam się jeszcze kilka razy w stronę samochodu. Widziałam już Justin rozgląda się dokładnie wokół siebie. Gdy w końcu spojrzał na mnie pomachałam mu ostatni raz, co odwzajemnił, wsiadł do samochodu i odjechał w tym samym momencie, w którym ja przekroczyłam próg lokalu.
~*~
Wiiiitam po dłuższej przerwie.
Na wstępie, chciałam przeprosić, że przez ten czas nie było żadnego rozdziału, jednak tak jak pisałam, skończyły mi się notki w szkicach, dostałam lenia tak jak Jenny Sparkly i to by było na tyle xD
Dzisiaj po premierze teledysku do "As Long As You Love Me" (WIDZIAŁYŚCIE?!?! *.*) spróbowałam coś napisać, ale dopiero gdy przeczytałam sobie kilka rozdziałów, które wysłała mi Ania, dostałam kopa i naskrobałam dłuższy rozdział, który, mam nadzieję, że chociaż odrobinkę wynagradza to czekanie xd
Kolejny postaram się opublikować do końca przyszłego tygodnia, ale najpierw muszę go napisać, więc nic nie obiecuję xD
Macie jakieś pomysły co do opowiadania? Co ma się dziać w dalszych rozdziałach albo coś? Czekam na propozycje ;)
Założyłam sobie aska, więc jeśli macie jakieś pytania, albo coś to zapraszam do zakładki "KONTAKT" ;)
Buziaki i do następnego!!!:***
PS: Nie sprawdzałam błędów. Nie mam na to dzisiaj ochoty. Zmykam gwałcić replay od "As Long As You Love Me" i nabijać Bieberowi wyświetleń! ;)
Kolejne lekcje minęły mi zadziwiająco szybko. Nim się obejrzałam byłam już w drodze do domu. Kolejny szok nastąpił gdy przekraczając próg domu, zobaczyłam naszą babcię zamiatającą podłogę. U nas w domu. Od razu spojrzałam na nią z otwartą buzią i nawet nie zdążyłam się odezwać a ta już mnie uciszyła.
- Podobno mamy mieć kontrolę policyjną, blah blah blah. - jedno zdanie wystarczyło żebym zrozumiała wszystko.
Casimir był już pełnoletni, jednak sąd nie chciał mu przyznać praw opiekuńczych nade mną i May, więc babcia wkroczyła do akcji. Jej argumenty poparł nasz adwokat, a później prokurator, więc nie jesteśmy zmuszeni do mieszkania w domu dziecka. Równie dobrze moglibyśmy być razem z babcią, tak jak wstępnie ustaliliśmy przed sądem, jednakże stwierdziłam, że nie będziemy jej zawracać głowy, bo już za dużo w życiu dla nas zrobiła. W tej sytuacji zgadzamy się z Casimirem w stu procentach. Braciszek wszedł do domu w tym samym momencie, w którym zaczęłam pomagać babci w porządkach. Chłopak praktycznie od razu zrozumiał o co chodzi i nie zadając żadnych zbędnych pytań, przyłączył się do nas.
-Idę do pracy. - odezwał się w pewnym momencie Cas. - Nie mogę się spóźnić. - dokończył i podniósł się z fotela. Ja nadal siedziałam na kanapie przytulona do babci. Przytaknęłyśmy i pożegnałyśmy się z nim. Nawet gdy zatrzasnął drzwi, dając nam do zrozumienia, że już wyszedł, ja z babcią nadal milczałam. Chociaż nie trwało to znowu aż tak długo...
-Jak tam u May? Byłam u niej w zeszłym tygodniu... Muszę się do niej wybrać znowu, bo już się stęskniłam, ale jakoś tak nie mam ostatnio czasu. Masa pracy w ogrodzie, do tego z dziadkiem do lekarza... - westchnęła i spojrzała na mnie wyczekująco.
-U małej wszystko w jak najlepszym porządku. Rozmawiałam wczoraj z lekarzem... Powiedział, że spokojnie mogłaby wrócić do domu... A ja...
-A ty powiedziałaś mu to co zwykle. - dokończyła za mnie staruszka.
-Właśnie. Do tego jeszcze dzisiaj ma rozmawiać przez telefon ze swoim największym idolem, a ja nie wiem czy mam się cieszyć czy wręcz przeciwnie... - westchnęłam zmartwiona. Sama do końca nie rozumiałam swoich "uczuć" do niego, ale dzięki babci trochę mi się przejaśniło.
-To jest ten co...
-Tak. To jest właśnie ten.
-Maya pewnie już nie może się doczekać! A ty, w przeciwieństwie do niej, niepotrzebnie się zamartwiasz. To nie jest wina tego gwiazdora. To NICZYJA wina. Tak po prostu musiało być... - wyjaśniła mi, jednocześnie zmieniając moje podejście do tej sytuacji.
-Może masz rację.. - przyznałam jej z powątpieniem. - Ale Casimir nic nie wie, a jestem prawie pewna, że też nie będzie tym faktem zachwycony... Pójdę już do niej. Zostaniesz jeszcze, prawda? Masz klucze jak by coś...
-Dam sobie radę! Leć już! - pogoniła mnie staruszka. Wymieniłyśmy się jeszcze czułym pożegnaniem i ruszyłam szybkim krokiem w stronę szpitala.
Nie mam pojęcia jak i kiedy pojawiła się moja "nienawiść" do Justina. Nawet nie wiem czy mogę to nazwać "nienawiścią", przecież go nie znam. Ale... Gdyby nie on, nie pojechaliby na koncert, nie byłoby wypadku i nadal miałabym rodziców. Chociaż... Pozytywem jest to, że przez ten wypadek wykryli u May raka i teraz są duże szanse na wyleczenie go. Kto wie czy później nie było by już ZA PÓŹNO? No właśnie. Poczułam zapach świeżutkich hot-dogów dobiegający ze stacji benzynowej po drugiej strony ulicy. Zorientowałam się, że nawet nie zjadłam obiadu, więc bez zastanowienia skierowałam się w tamtą stronę. Luźnym krokiem weszłam do budynku. Moim pierwszym celem była lodówka z napojami. Chwilę potem stałam przy kasie z butelką półlitrowej cytrynowej pepsi oraz z paczką żelków dla May. Cierpliwie zaczekałam, aż jakaś puszysta pani, zapłaci kartą kredytową za paczkę papierosów i w tym czasie wyciągnęłam swój portfel. Poszukałam jakiś drobnych i gdy nadeszła moja kolej poprosiłam o swój obiad. Młoda blondynka za ladą, kazała mi chwilę poczekać, aż nagrzeje się kiełbasa, bo kilkoro poprzednich klientów brało po trzy hot-dogi pod rząd. Przytaknęłam grzecznie i zrobiłam krok w tył chcąc zrobić miejsce w kolejce jakiemuś wielkiemu czarnoskóremu mężczyźnie. Niestety, mój pech od rana nadaj się utrzymywał. Nie pomyślałabym, że ktoś za mną stoi, więc nadepnęłam przez przypadek na czyjąś stopę. Oczywiście nie chcą zadawać za dużego bólu owej osobie, szybko odskoczyłam, przez co straciłam równowagę i o mało się nie przewróciłam, uderzając całym ciałem w sprawcę wypadku, który nie ruszył się z miejsca. Żelki i picie wypadły mi już w pierwszym zetknięciu z nieznajomym, jednak nie za bardzo zwróciłam na to uwagę, gdyż moim nadrzędnym zadaniem było przeproszenie poszkodowanego chłopaka za moją nieuwagę. Obróciłam się z prędkością światła i zaczęłam swój monolog.
-O mój Boże! Nic Ci nie jest? Naprawdę przepraszam! Nie chciałam.
-Nic się nie stało. - uspokoił mnie szatyn i pozbierał za mnie z ziemi moje zakupy. Odebrałam je od niego z otwartą buzią, spuściłam głowę i podziękowałam cicho. Dopiero gdy podniosłam na niego wzroku, mój uśmiech momentalnie zniknął. Pan Gwiazda we własnej osobie. Uśmiechał się do mnie i widać, że chciał coś powiedzieć, jednak przerwała mu ekspedientka, przypominając, że mój obiad jest już gotowy. Odebrałam jedzenie i podziękowałam. Spojrzałam jeszcze raz na Justina, jeszcze raz cicho przeprosiłam i wyszłam ze stacji szybkim krokiem. Jedyne o czym myślałam, to to, że nie mogę się wygadać May, że go spotkałam, bo mnie chyba zabije. Podjadając hot-doga coraz bardziej zbliżałam się do szpitala.
Próbowałam jakoś uspokoić rozanieloną dziesięciolatkę, jednak nie było to takie proste. W końcu za jakieś pięć, dziesięć minut miał zadzwonić do niej sam Justin Bieber, tylko dlatego, żeby sobie porozmawiać. Od tak.
-Jak tam było u Ciebie dzisiaj w szkole? - zapytała w pewnym momencie, zapewne chcąc oderwać myśli od tego, że za chwile spełni swoje marzenie.
-Kiepsko. - mruknęłam pod nosem przecierając twarz dłońmi. Od tych jej pisków i podekscytowania, zaczęła mnie boleć głowa. Nie chciałam jej tego mówić, żeby nie psuć jej humoru, ale sama zauważyła.
-Znowu cię boli głowa? - zapytała zmartwiona.
-Taak... Ale to nic takiego. Nie przejmuj się. - powiedziałam wymuszając krzywy uśmiech.
-No, ale... - nie dokończyła, bo jej telefon zaczął dzwonić. Podekscytowana pisnęła i odebrała, uprzednio włączając opcję "głośnomówiący". Ja sama wyciągnęłam swój telefon i zaczęłam ją nagrywać nie mogąc ze śmiechu z jej miny.
-H..Halo? - zapiszczała na początek.
-Cześć słonko! Tu Justin! - odezwał się gwiazdor wesołym głosem. Było słychać, że cieszy się z tej rozmowy. Nie miałam pojęcia. Może utrzymuje mu się dobry humor, taki jak na stacji benzynowej i to dlatego tak z nią rozmawia? Po jakiś pięciu minutach bezsensownego pierdolenia o niczym, zaczął konkretniejszy temat. - Chciałabyś może przyjść na mój koncert? - zapytał w ogóle nie zdając sobie sprawy jakie wywołał u mnie emocje tym zdaniem. Maya niczym się nie przejęła. Nawet na mnie nie spojrzała a już z radością krzyknęła, że "Oczywiście!". - W takim razie... Mogę ci dać te bilety? - zapytał czym totalnie zbił nas z tropu. Moja siostrzyczka była niemniej zaskoczona jak ja.
-Ale... W jakim sensie? - zapytała nie wiedząc za bardzo o co chodzi.
-Cóż... - zaczął, lecz nie skończył. Nie wiedziałam co się dzieję dopóki, Maya nie zaczęła piszczeć. Wybiegła z łóżka jak perszing i pobiegła do bruneta stojącego przed jej łóżkiem. Byłam w totalnym szoku. Od razu wyłączyłam nagrywanie i spuściłam głowę. Gwiazdor podniósł moją siostrę i przytulał przez dłuuuugi czas, cały czas powtarzając jak to się cieszy, że mógł ją poznać i takie tam. Zauważyłam, że obok niego stoją jacyś ludzie, a jeden wszystko nagrywa, więc momentalnie się uśmiechnęłam, pomimo, że nie było mnie widać zza kurtyny moich włosów.
-A to kto? - zapytał w pewnym momencie gwiazdor.
-To moja starsza siostra. - odezwała się Maya, więc zorientowałam się, że mowa o mnie. Podniosłam głowę z uśmiechem na ustach i poczułam na sobie ciężar spojrzeń wszystkich znajdujących się w pobliżu, w szczególności Pana Gwiazdy. Kulturalnie wstałam i podeszłam do szatyna w celu przedstawienia się. Nie myślałam, ze przyjdzie mi z nim porozmawiać osobiście, ale tak czy tak byłam w tarapatach. Nie pisnęłam słówka May, że spotkałam go dzisiaj i wolałam, żeby nie wiedziała. To nic, że przyjechał specjalnie dla niej. Nie wzięłam dla niej autografu i za to by mnie zabiła. Dawałam gwiazdorowi dyskretne znaki, że ma się nie wygadać co do naszego spotkania i być może zajarzył, bo nic o tym nie wspomniał.
-Annabelle. Miło mi. - przedstawiłam się i podałam mu rękę. Uścisnął ją i uśmiechnął się jeszcze szerzej.
-Justin. Mi również miło. - odpowiedział nie przestając się uśmiechać.
Minęła już godzina, a Bieber jak usiadł na łóżku z May, tak siedzi. Byłam już porozmawiać z Marthą, przejść się po szpitalu, wypić kawę w kawiarence na dole... Nie chciałam im przeszkadzać. Dziwnie to brzmi, prawda? W końcu moja księżniczka nie wytrzymała i zawołała mnie do nich. Niepewnie podeszłam do łóżka i usiadłam na krześle obok.
-Annabelle jest najlepszą siostrą na świecie! Niektórzy mówią na nią Annie, ale ja ją nazywam Bella, bo jest taka piękna! - zaczęła mnie chwalić. - Śliczna jest, prawda? - zapytała gwiazdora. Chciałam mu przerwać, jednak ten bez wahania jej odpowiedział.
-Tak, masz rację. - zatkało mnie. Totalnie. Zaśmiałam się zażenowana i spuściłam głowę, zakrywając się włosami, żeby nie zobaczyli moich rumieńców na policzkach. - O zobacz! Zawstydziła się! - ożywił się Justin i zaczął chichotać. Po chwili dołączyła do niego moja siostra. Ja również nie byłam dłużna. Podniosłam głowę śmiejąc się lekko i klepnęłam go w kolano, bo było najbliżej, jednocześnie mrucząc pod nosem "Głupek". Oczywiście dla żartów. Cała moja nienawiść jakby gdzieś wyparowała. Chłopak zachowywał się tak naturalnie, że aż nie mogłam w to uwierzyć. Rozmawialiśmy na wszystkie tematy, bez żadnych zahamowań. Byłam pozytywnie zaskoczona z jaką lekkością z nami rozmawiał.
-Annabelle, mogę Cię na chwilę prosić? - zapytał mnie jakiś mężczyzna wychylając się zza kotary. Spojrzałam na niego zdziwiona, ale nic nie mówiąc, odeszłam od łóżka zostawiając ich samych.
-Tak? - zapytałam mężczyzny, gdy znaleźliśmy się na korytarzu.
-Scooter Brown, menager Justina. Miło mi. - podał mi rękę. Pomimo tego, że znał moje imię tak czy tak kulturalnie się przedstawiłam. - Chciałbym z tobą o czymś porozmawiać. Możemy przejść do kawiarenki na małą chwilę? - przytaknęłam bez słowa. Będąc już na dole, zajęliśmy stolik. Scooter poprosił herbatę dla siebie, a ja wzięłam kawę ignorując jego zdziwione spojrzenie.
-No co? - zapytałam nie mogąc już wytrzymać jego wzroku.
-Jest już wpół do siódmej. Nie za późno na kawę? - zapytał.
-Za godzinę muszę być w pracy. - mruknęłam pod nosem. Ten tylko przytaknął.
-Rozumiem. Słuchaj... Chciałbym porozmawiać o tobie i twojej siostrze... Nie chciałabyś może trochę sławy? - zapytał prosto z mostu. Spojrzałam na niego zdziwiona. Wytłumaczył mi wszystko dokładnie i powoli, przez co spojrzałam na to z innej perspektywy. Justin jest popularny. Gdy tylko media dowiedzą się, że pomaga mojej siostrze, zaczną interesować się May. Gdy zrobi się o niej głośno, jest większe prawdopodobieństwo, że znajdziemy dawcę. Obiecałam mu, że zastanowię się i dam znać. Wymieniliśmy się numerami telefonów i wróciliśmy do sali. Uśmiechnęłam się na ich widok. Nie zmienili pozycji i nadal rozmawiali. Tematy im się nie kończyły, jednak czas już powoli tak. Zbliżała się siódma, więc westchnęłam głośno i przerwałam im.
-Ja już będę się zbierać. - May posmutniała a Justin spojrzał na mnie zdziwiony.
-Justin, my już powoli też. - wtrącił się Scooter.
-Tak szybko? - zapytał nie kryjąc rozczarowania. Zrobiło mi się ciepło na sercu, że nie chciał jeszcze opuszczać mojej siostry. Księżniczce jeszcze bardziej zrzedła mina. Wstała z łóżka i przyszła do mnie. Przytuliła się i zapytała czy przyjdę w poniedziałek.
-Oczywiście, że tak. Zawsze przychodzę! Cały weekend będzie z tobą Cas, więc nie martw się. - uspokoiłam ją lekko.
-Dzisiaj też idziesz do pracy? - zapytała drżącym głosem.
-Muszę. - westchnęłam w jej włosy.
-To uważaj na siebie. - powiedziała. Pocałowałam ją we włosy, przytuliłam i chciałam opuścić salę, gdy Justin poprosił, żebym za nim zaczekała. Nie wiedziałam o co chodzi, ale nie mogłam się spóźnić. Czekałam zniecierpliwiona. Jak nic, będę musiała biec. Nareszcie pojawił się na korytarzu, więc ja już powolnym krokiem ruszyłam w stronę windy. Wszyscy, którzy z nim przyjechali byli już w hotelu, został tylko jego menager, który również z Justinem zaczął mnie gonić.
-Gdzie ci się tak spieszy? - zapytał, gdy wreszcie znalazł się przy moim boku.
-Muszę zdążyć do pracy... - mruknęłam, krzywiąc się.
-Teraz do pracy? - zapytał zdziwiony.
-Tak... Niektórym w życiu się nie udało... - spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się krzywo.
-A nie lepiej byłoby w weekend? - kontynuował rozmowę.
-Nie płacą aż tyle, co za nocne zmiany, więc wiesz. W weekendy nadrabiam szkołę, bo popołudniami siedzę z May. - wytłumaczyłam mu nie wiem po co.
-Gdzie pracujesz? - zainteresował się.
-Blisko domu. Nie przejmuj się. - odpowiedziałam wymijająco.
-Ale chodzi mi o dzielnicę. Może cię podwieziemy? - zaproponował, jednocześnie spoglądając pytającym wzrokiem na swojego menagera. Nie miał z tym żadnego problemu, więc już chwilę później, siedziałam w luksusowym, terenowym samochodzie z przyciemnianymi szybami. Podałam nazwę ulicy i chwilę później byłam pogrążona w rozmowie z Justinem. Znowu gadaliśmy sobie na luzie o samych pierdołach. Gdy samochód zatrzymał się pod barem westchnęłam zrezygnowana. Bieber wysiadł z samochodu jako pierwszy i otworzy przede mną drzwi, czym byłam mile zaskoczona. Spojrzał niepewnie na budynek i skrzywił się z niesmakiem.
-Powiedz, że to nie tu. - jęknął. Zaśmiałam się lekko.
-Niestety. - powiedziałam chciałam się już pożegnać i iść do lokalu, jednak chłopak mnie zatrzymał.
-Słuchaj, podasz mi swój numer? Nie chciałbym stracić z wami kontaktu... - zaczął się tłumaczyć, a ja z uśmiechem tylko przytaknęłam. Wystraszyłam się w pewnym momencie, jak szybko zmieniłam do niego nastawienie, ale tak wpłynęła na mnie jego zachowanie. Tak po prostu. Podałam mu swój numer i pożegnałam. Chciałam mu podać rękę, jednak nie zdążyłam jej wyciągnąć, gdyż ten rozłożył ręce w geście przytulenia mnie. Odwzajemniłam uścisk niepewnie. Poczułam zapach jego perfum i zakręciło mi się w głowie. Musiały być drogie, bo pachniały cudownie. Odsunęłam się od niego i zrezygnowana ruszyłam w stronę pubu. Obróciłam się jeszcze kilka razy w stronę samochodu. Widziałam już Justin rozgląda się dokładnie wokół siebie. Gdy w końcu spojrzał na mnie pomachałam mu ostatni raz, co odwzajemnił, wsiadł do samochodu i odjechał w tym samym momencie, w którym ja przekroczyłam próg lokalu.
~*~
Wiiiitam po dłuższej przerwie.
Na wstępie, chciałam przeprosić, że przez ten czas nie było żadnego rozdziału, jednak tak jak pisałam, skończyły mi się notki w szkicach, dostałam lenia tak jak Jenny Sparkly i to by było na tyle xD
Dzisiaj po premierze teledysku do "As Long As You Love Me" (WIDZIAŁYŚCIE?!?! *.*) spróbowałam coś napisać, ale dopiero gdy przeczytałam sobie kilka rozdziałów, które wysłała mi Ania, dostałam kopa i naskrobałam dłuższy rozdział, który, mam nadzieję, że chociaż odrobinkę wynagradza to czekanie xd
Kolejny postaram się opublikować do końca przyszłego tygodnia, ale najpierw muszę go napisać, więc nic nie obiecuję xD
Macie jakieś pomysły co do opowiadania? Co ma się dziać w dalszych rozdziałach albo coś? Czekam na propozycje ;)
Założyłam sobie aska, więc jeśli macie jakieś pytania, albo coś to zapraszam do zakładki "KONTAKT" ;)
Buziaki i do następnego!!!:***
PS: Nie sprawdzałam błędów. Nie mam na to dzisiaj ochoty. Zmykam gwałcić replay od "As Long As You Love Me" i nabijać Bieberowi wyświetleń! ;)
Dalej dalej dalej :D nie moge sie doczekac ... ;D
OdpowiedzUsuńjest bosko. jak możesz informuj mnie o nn na www.purple-glass.blog.onet.pl dziękuję z góry ! <3
OdpowiedzUsuńsuperrrrrrrrrrrrr czekam na nn!!!!!
OdpowiedzUsuńOoO genialne ;d
OdpowiedzUsuńKocham Twoje opowiadanie, nigdy nie czytałam takiego cudownego ;)
OdpowiedzUsuńCzekam więc z niecierpliwością na następny rozdział, błagam dodaj go szybko ;>
Zajebisteee. Kocham to opowiadanie;D Czekam na nn<3 Mam nadzieję, że będzie szybciej^-^;p;p Pozdro..xD
OdpowiedzUsuńdalej, dalej ręce gadżeta haha ;d
OdpowiedzUsuńsuper piszesz, i czekam już na nowy !
Super czekam na nowy rozdział;)
OdpowiedzUsuńŚwieeetny!!! Ja chcę już następny!!!:D
OdpowiedzUsuńSuper rozdział, z resztą jak każdy ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam na bloga przyjaciółki http://blog-about-my-life-darci.blogspot.com/
w roli głównej Justin Bieber ;>
Piszesz GE-NIAL-NIE!
OdpowiedzUsuńCudowne opowiadanie, mimo, że nie jestem fanką JB, to po prostu kocham tego bloga !:)
Piszesz tak lekko, cudo i jeszcze raz cudo. Koniecznie poinformuj mnie o następnym rozdziale, niecierpliwie czekam !:)
u-never-know-when-love-will-get-u.blogspot.com
P.S : W wolnej chwili zapraszam do przeczytania i skomentowania moich wypocin :-)
nowy rozdział na www.calm-island.blogspot.com : )
OdpowiedzUsuńzapraszam .
"[..]Swój wzrok przeniosłam na jego błękitne oczy. Były zamyślone i zaniepokojone. Niall milczał. Nawet nie zwracał na mnie jakiekolwiek uwagi. Wyglądało to tak jakby czymś się martwił. Oparłam głowę o oparcie jego łóżka i westchnęłam. Następnie spoglądając na Nialla i widząc, że jest on całkowicie pochłonięty swoimi myślami, wyszeptałam.". Chcesz wiedzieć co wyszeptała Alice, Niallowi? Jeśli tak to zapraszam na nowy rozdział z perspektywy Alice na http://mean-hungry-lovers.blogspot.com/ - Pozdrawiam Alice :)
OdpowiedzUsuń+bardzo podoba mi się opowiadanie :) Nie jestem wielką fanką JB, ale bardzo przypadło mi do gustu to co ty tutaj piszesz. mam nadzieję, że moje opowiadanie o 1D przypadnie tobie :)
Uwielbiam ♥
OdpowiedzUsuń