3 sierpnia 2012

Rozdział 4

     Gdy tylko wsiadłem do samochodu, czułem na sobie spojrzenie Scoota. Próbowałem je ignorować, jednak gdy do uszu dobiegł mnie jego szyderczy śmiech, nie wytrzymałem.
-No co? - warknąłem w jego stronę.
-Nic, nic. Śmiać mi się tylko chce. Najpierw spotkałeś ją na stacji, co skomentowałeś "Ale zajebista laska na mnie wpadła", a teraz okazuje się, że to siostra twojej fanki. Czy ty nie masz zbyt wiele szczęścia w życiu? - zakończył swój monolog.
-Po pierwsze, marnie Ci wychodzi naśladowanie mojego głosu... A po drugie, to jest czysty przypadek. - mruknąłem pod nosem.
-Taa, jasne. - skomentował mój menager. Postanowiłem nie ciągnąć dalej tej bezsensownej rozmowy i odwróciłem wzrok w stronę okna. Sam nie wiem dlaczego tak się zachowywałem, ale czułem się w pewien sposób zażenowany tym jak reaguję na Annabelle, skoro nawet jej nie znam. Chciałbym to jakoś zmienić, tylko nie wiem jak. Jeżeli dziesięcioletnia Maya zauważyła, że podoba mi się jej siostra, to musi być ze mną źle.
     Znudzony jazdą wyciągnąłem telefon i napisałem krótkiego sms'a:
"Miłej pracy, Bella."
Na odpowiedzi nie czekałem za długo:
"Taa... ;/ Dzięki... Kolorowych snów."
Jedno zdanie od Annabelle skierowane do mnie wystarczyło, żeby szeroki uśmiech nie schodził już z mojej twarzy.

*
  
   Dzisiejszy dzień zapowiadał się bardzo spokojnie. Scooter stwierdził, że nie ma nic złego w tym, żebym najbliższą dobę zaplanował sobie sam. W końcu jest weekend, prawda? Wszyscy normalni ludzie mają wolne... Nie sugeruję tutaj, że jestem nienormalny czy coś! Co to to nie! Ale sam fakt... Mam osiemnaście lat i pracuję praktycznie codziennie, jednak mam tyle kasy na koncie, że moje wnuki nie będą musiały pracować. Taka prawda. I nie. To nie miało brzmieć w jakikolwiek sposób złośliwie. Gdzieżbym mógł. 
     Wykonałem wszystkie poranne czynności i z szerokim uśmiechem na ustach, potruchtałem w stronę windy. Zjechałem do hotelowej jadalni, porwałem talerz i ruszyłem do szwedzkiego stołu. Rozglądałem się uważnie po smakołykach i nie mogłem zdecydować co zjeść na obiad. Niestety na śniadanie już za późno. Kilka dni z rzędu chodziłem późno spać, no i do tego wczorajszy live chat, który trwał aż do wpół do drugiej. Musiałem to odespać! Porwałem na talerz jakiegoś apetycznego kotleta, wrzuciłem surówki i rozejrzałem się dookoła. Przy jednym ze stolików siedział Scooter z Carin, więc nie myśląc za wiele, ruszyłem do nich. Mój menager spojrzał na mnie jak na idiotę. Posłałem mu pytające spojrzenie, więc wyjaśnił.
-Dlaczego podbierasz jedzenie mieszkańcom hotelu? - totalnie zbił mnie z tropu tym pytaniem, więc moja mina musiała być wyjątkowa. Tym razem to ja spoglądałem na niego jak na idiotę, więc ten tylko pokręcił głową. - Szwedzki stół jest dla zwykłych ludzi. Ty jesteś GWIAZDĄ. Siadasz przy stoliku cie obsługują, a nie... - zakończył swój monolog, a ja wywróciłem oczami. 
-Naprawdę, znowu drążysz ten temat? - zapytałem ze śmiechem. Zawsze jadłem tak jak normalni ludzie i to, że teraz mogę kupić sobie całą tą stołówkę, jakoś nie zmieniło za bardzo mojego podejścia. - Wiesz dobrze, że nie "gwiazdorzę". 
-Wiem. Dlatego cie kocham. - powiedział ze śmiechem, mrugając w moją stronę i jednocześnie wyciągając rękę zwiniętą w pięść. Przybiłem mu tak zwanego "żółwika" i usiadłem do stołu. Chwile później jadłem obiad tak, że "aż mi się chyba uszy trzęsły". Tak zawsze mówi moja babcia jak podjadam jej ciastka.
-Co dzisiaj robisz? Pytam z czystej ciekawości. - zagadnął Scooter.
-Jeszcze nie wiem. Planowałem wyjechać gdzieś na miasto. - przyznałem zgodnie z prawdą, wzruszając ramionami.
-Bo wiesz... - zaczął znaczącym tonem i odchrząknął. - Jest sprawa. - westchnąłem zrezygnowany. Te słowa nigdy nie zapowiadały niczego dobrego. Najprawdopodobniej mogę zapomnieć o dniu wolnym. Spojrzałem na niego wyczekującym wzrokiem i czekałem aż kontynuuje. - Niedługo zaczynasz pracę nad nową płytą... Teraz jesteś tutaj... Zapowiada się, że spędzisz tu najbliższe dwa tygodnie... Dlatego też... - zrobił wyczekującą pauzę i sięgnął do kieszeni. Wyciągnął z niej pęczek kluczy i położył przed mój talerz. Spojrzałem na niego zdziwiony. - Tu masz klucze do swojego domu. Jest na obrzeżach miasta. Pomyślałem, że będziesz lepiej podchodził do pewnych spraw z myślą, że wrócisz do domu a nie do hotelu. Chodzi o to, że... Załatwiłem ci studio nagraniowe. Tu. W Nowym Yorku. Dlatego to wszystko. - wyjaśnił i spojrzał na mnie wyczekująco. Nie wiedziałem co powiedzieć. Uśmiechnąłem się szeroko i podziękowałem. 
     Spojrzałem na to wszystko z innej strony. Skoro mam tutaj kupiony już dom i zapowiada się, że spędzę tutaj najbliższe dni... Wychodzi na to, że będę miał stały kontakt z Avalanną, May, a co najważniejsze, z Annabelle. Będę miał okazję bliżej ją poznać i kto wie... Nie chcę zapeszać. Pochłonąłem resztę obiadu, odniosłem talerz i wróciłem do pokoju. Spakowałem swoje dwie walizki i poprosiłem Kenniego, żeby pomógł mi je wpakować do mojego samochodu... A ja się dziwiłem, po co mi go sprowadził z Kaliforni! No i mam odpowiedź. Wychodzi na to, że Scoot planował to wszystko już od jakiegoś czasu, a mnie poinformował dopiero po fakcie. Praktycznie zawsze tak robił, ale tym razem nie mogłem mu mieć tego za złe. Usiadłem za kierownicą i po krótszym zastanowieniu, odpaliłem silnik. Stwierdziłem, że odwiedzę May. To nic, że widziałem się z nią wczoraj. Brutalnie nam przerwano moją opowieść o moim pierwszym koncercie w Madison Square Garden, a ja nienawidzę, jak mi przerywają. To był jeden z powodów, dla których udałem się do szpitala. Zostawiłem samochód na parkingu i ruszyłem żwawym krokiem do głównego wejścia. Nie za bardzo pamiętam na którym piętrze znajdują się dzieci chore na raka, więc upewniłem się w recepcji. Będąc już przed salą skarciłem się za to, że mam nadzieję zobaczyć też Annabelle. Słyszałem jak mała mówiła, że będą widziały się dopiero w poniedziałek, więc moje szanse były praktycznie zerowe, ze względu na to, że dzisiaj sobota. Minąłem jakieś dwie dziewczynki pooddzielane niebieską kotarą i będąc już przy ostatnim materiale zwolniłem. Schowałem się za nim i wychylałem powoli. Maya praktycznie od razu mnie zauważyła. Uśmiechnąłem się szeroko co od razu odwzajemniła. Odłożyła laptopa, którym się bawiła i wybiegła z łóżka prosto w moje ramiona.
-Cześć słońce! - zawołałem radośnie tuląc ją do siebie. Usiadłem na krześle przy jej łóżku i posadziłem ją sobie na kolanach. - Co tutaj sama robisz, co? 
-Nudzę się... - wzruszyła ramionami. - Casimir miał dzisiaj do mnie przyjść, ale go nie ma. Wyłączył też telefon. - skrzywiła się.
-Kto?
-Casimir. Mój brat. - wyjaśniła mi pospiesznie. Przytaknąłem ze zrozumieniem. - Ale ty mnie odwiedziłeś! - ożywiła się od razu. Pomimo tego, że w pewnym sensie zmieniła temat, ja wolałem go trochę bardziej obgadać.
-No tak. Ja przyjechałem. A dlaczego Annabelle nie ma z tobą w takim razie?
-Ona dzisiaj się uczy. Jutro też. Zawsze Cas odwiedzał mnie w weekendy, a dzisiaj go nie ma... - powiedziała zamyślona. 
-Twoja siostra wie, że od rana sama siedzisz? - zapytałem zerkając na nią znacząco. 
-Nie! - wykrzyknęła przez co lekko mnie wystraszyła. - Przepraszam. Nie, nie wie i ma nie wiedzieć. - sprawa wydała mi się jeszcze bardziej skomplikowana.
-Dlaczego nie?
-Bo będzie się martwić. Albo nakrzyczy na Caismira i znowu się pokłócą. I potem Bella będzie smutna, zmęczona i chora. Bo jak się martwi to nie może spać i cały czas jest ze mną. - wytłumaczyła mi dokładnie. Pokiwałem głową ze zrozumieniem.
-Okej... To może... Podasz mi jej adres i pojadę się coś dowiedzieć, co ty na to? Ale oczywiście najpierw trochę się pobawimy. Pasuje? - zapytałem z entuzjazmem, chcąc już zakończyć drażliwy temat. May pokiwała energicznie głową i zgodziła się na wszystkie moje propozycje. 
     Już chwilę później, śpiewaliśmy wesoło moje piosenki.

*

     Podjechałem pod kamienicę i zaparkowałem na wolnym miejscu na parkingu. Wyszedłem z samochodu lekko się wahając. Nie mogłem teraz stchórzyć, więc już po chwili pukałem do drzwi. Maya wszystko dokładnie mi wytłumaczyła, więc to musi być to mieszkanie. Rozejrzałem się dookoła. Klatka była czysta i zadbana, jednak chłód bijący ze ścian budynku, skutecznie odstraszał wszystkich nowych. Zapukałem ponownie, gdy nikt nie zamierzał otworzyć mi po pierwszym razie. Spojrzałem na zegarek, który informował, że jest dopiero po piątej. Annabelle podobno miała się uczyć. Lekko zaniepokojony wyszedłem z klatki schodowej. Gdy tylko dotarłem na dwór, wprost przede mną widniał neonowy napis zapraszający do pubu, w którym pracuje Bella. Rzeczywiście, ma blisko do domu. Jednak nie o to mi chodziło. Wczoraj, gdy ją odwieźliśmy, obejrzałem się po okolicy i jedna kamienica przykuła moją uwagę. Można było wejść na dach i podziwiać panoramę miasta. Okazało się, że to właśnie ten budynek w którym mieszka Bella. Cofnąłem się z powrotem do klatki i wbiegłem po schodach. Tym razem skierowałem się do końca schodów. Drzwi na dach były otwarte, więc bez problemu udało mi się tam wejść. Usiadłem na "ławce", która tam się znajdowała. Widok zawarł mi dech w piersiach. Naprawdę. Wysokie budynki, ulice... Wszystko było widać z tego miejsca. Miałem szczęście, że słońce aż tak bardzo nie dawało po oczach, bo akurat znajdowałem się po tej stronie, po której zachodziło. Po przeciwnej stronie dachu również była ławka. Ciekawe... Nie ruszyłem się jednak z miejsca. Stwierdziłem, że jest to dobre miejsce, żeby myśleć. Ale tak dogłębnie... Nie wiem dlaczego... Być może rozchodzące się widoki tak wpływają na to miejsce? Nie mam pojęcia. W pewnym momencie zawiał lekki wiatr, jednak tyle wystarczyło, żeby po moich plecach przeszedł dreszcz. Zapiąłem bluzę pod samą szyję, jednak nie ruszyłem się z ławki. 
-To moje miejsce. - dobiegł mnie z tyłu jakiś głos. Nie jakiś, tylko głos Annabelle. Obróciłem się w jej stronę i uśmiechnąłem. Dziewczyna również odwzajemniła gest, tak jakby jej zarzut sprzed chwili nie miał w ogóle miejsca. Odłożyła na ziemię siatki z zakupami, które swoją drogą dopiero teraz zauważyłem i niepewnie podeszła do mnie. Przesunąłem się znacząco robiąc jej miejsce na ławce.
-Cześć. - przywitałem się, bo jakoś nam to umknęło. Bella posłała w moją stronę kolejny dziś uśmiech.
-Co tu robisz? - zapytała prosto z mostu. 
-Siedzę. - wyjaśniłem dobitnie. Dziewczyna walnęła mnie w ramię, jednak zaraz się roześmiała. - Przyjechałem pogadać, ale cie nie było, więc przyszedłem sobie posiedzieć. Zauważyłem to miejsce wczoraj wieczorem. - wytłumaczyłem tak na serio i spojrzałem na brunetkę. Miała zamyśloną minę i wpatrywała się w panoramę miasta. - Fajnie tu. 
-Wiem. - odezwała się niepewnie. - Przychodziłam tutaj codziennie, ale teraz jakoś brakuje mi na to czasu. No chyba, że w weekendy lub w nocy, gdy nie mogę spać. - wyjaśniła. Od razu na myśl przyszły mi słowa May, o tym jak jej siostra się martwi. To chyba jest ze sobą powiązane. - Najwięcej czasu spędziłam tutaj jakieś trzy miesiące temu, gdy... a zresztą. - zawahała się. Domyśliłem się, że chodzi o ten wypadek. To wszystko wtedy spadło na nią. Wszystko na raz. Wypadek, choroba May. Podziwiam ją naprawdę...
-Słuchaj, prze... - zacząłem, jednak szybko zostałem uciszony.
-Nie mów tego. Nie przepraszaj. - pokręciła szybko głową i zamknęła oczy. Zasłoniła się włosami. Wystraszyłem się, że może zacznie zaraz płakać. Nie chciałem widzieć jej łez. To by było straszne. - Nie obwiniam cię o nic. Naprawdę... Może i obwiniałam, ale mi przeszło. Zrozumiałam, że tak... Tak po prostu miało być. - wyszeptała i skrzywiła się. Nie wiedziałem czy mogę sobie na to pozwolić, ale objąłem ją niepewnie ramieniem i przysunąłem w swoją stronę. Nie sprzeciwiała się. Podciągnęła nosem i wtuliła we mnie. Siedzieliśmy chwilę w tej ciszy. Gdy Bella już się uspokoiła, spojrzała na mnie z uśmiechem. 
-Jak mnie tu znalazłaś? - zaciekawiłem się.
-Najpierw zauważyłam luksusowy samochód, co w tych terenach jest rzadkością, a później zobaczyłam jakąś postać na dachu, więc od razu skojarzyłam fakty. Oczywiście byłam ostrożna wchodząc tu na górę, w razie gdybyś okazał się jakimś seryjnym mordercą lub zrozpaczonym samobójcą. - zażartowała.  - Jesteś może głody? - zmieniła temat. Przystałem na tę propozycję i pomogłem jej zanieść zakupy do mieszkania. 
     Gdy znaleźliśmy się w środku, dobiegł mnie zapach papierosów. Skrzywiłem się delikatnie, co nie umknęło uwadze Annabelli.
-Przepraszam. Wiem, że nie powinnam zapraszać kogoś takiego jak ty, w takie miejsce, ale... 
-Oj weź przestań. Przecież nic nie mówię. - powiedziałem chcąc jakoś ją rozluźnić. Widać, że w pewnym sensie stresowała się moją wizytą w jej domu. Odnieśliśmy zakupy do kuchni, następnie przeszliśmy do salonu.
-Przepraszam za bałagan, ale się uczyłam i wiesz... - zaczęła speszona i szybko zwinęła ze stolika wszystkie książki i zeszyty. Wyniosła je gdzieś, jednak już w to nie wnikałem. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Pokój był urządzony bardzo skromnie. Komoda z niewielkim telewizorem, kilka szafek, dwa fotele, kanapa i stolik. To wszystko. Usiadłem na jednym z mebli i czekałem za Ann. Po chwili przyszła z ogromnym papierowym pudełkiem w rękach. Podniosła je w górę i pomachała z zachęcającym uśmiechem.
-Pizza z mikrofali? 
-Jak najbardziej! - odpowiedziałem i ruszyłem do kuchni by jej pomóc. 

     Po jakiejś półgodzinie siedzieliśmy z Annabelle w salonie objedzeni tą ogromną pizzą. Dziewczyna wzięła karton z sokiem i rozlała jeszcze po szklance. Wypiłem ją praktycznie od razu na co dziewczyna się zaśmiała i dolała jeszcze raz. Pomasowałem swój pełen brzuch i westchnąłem rozmarzony. Brunetka znowu się zaśmiała. 
-Smakowała?
-I to jak... - wymruczałem. Spod przymrużonych powiek widziałem jak dziewczyna uśmiecha się pod nosem. Z mojego błogiego stanu wyrwał mnie dźwięk komórki, bynajmniej nie mojej. - Co tam? - zapytałem dziewczyny widząc jak się krzywi przy odczytywaniu smsa.
-Brat napisał, że nie będzie go dzisiaj na noc... - mruknęła pod nosem wyraźnie przygaszona. W jednej chwili kieszeń moich spodni zrobiła się jakaś ciężka i przypomniało mi się o kluczach od mojego nowego domu.
-Mam dla ciebie pewną propozycję. - ożywiłem się. - Jedziemy na przejażdżkę? Wytłumaczę ci wszystko po drodze. - zaproponowałem tajemniczo. Dziewczyna zaczęła się wahać, więc uśmiechnąłem się słodko. - Proooszęęę... - przeciągnąłem. Bella zaśmiała się delikatnie i przystanęła na moją propozycję.
     Jakieś piętnaście minut później siedzieliśmy już w moim samochodzie, gotowi do drogi. Stwierdzam iż to jedno z najmilszych popołudni w moim życiu.

~*~
Mamy kolejny :)
Obiecałam rozdział do końca tego tygodnia i się wywiązałam z obietnicy:D Nie wiem... Może mnie to jakoś motywuje czy coś... Nieważne xD Nie mam napisanego kolejnego, chociaż mniej więcej wiem co ma się tam stać, dlatego to tylko kwestia czasu kiedy go napiszę:)

A teraz kilka spraw do wyjaśnienia...

1.NIE CZYTAM BLOGÓW O ZESPOLE ONE DIRECTION. Po prostu nie przepadam za tym zespołem i jakiekolwiek blogi z nimi same mnie odpychają. Nie chcę oczywiście nikogo tu urazić, ale jestem Belieber a nie Directioner. :)

2.O NOWYCH NOTKACH INFORMUJĘ TYLKO I WYŁĄCZNIE NA GADU GADU. Możecie pozostawiać numery pod najnowszą notką, bądź też odezwać się do mnie! Mój numer w zakładce "KONTAKT". Nie mam po prostu czasu, żeby informować na blogach czy twitterze. :)

3.ZASZŁO KILKA ZMIAN W ZAKŁADCE "ULUBIONE", WIĘC ZAPRASZAM TO PRZEJRZENIA JEJ. Wasze blogi w dalszym ciągu tam się pojawiają i praktycznie codziennie coś tam zmieniam, więc... ;)

4.ZROBIŁAM ZWIASTUN BLOGA! ZAKŁADKA DO GÓRY! Mam nadzieję, że się spodoba:)

5.DZIĘKUJĘ ZA PONAD 2000 WYŚWIETLEŃ I AŻ 13 KOMENTARZY POD OSTATNIM ROZDZIAŁEM! Marzy mi się na przykład... 20 pod notką, ale to takie tam marzenie... ;p zobaczymy, może z czasem się uda ;) Dziękuję za jakiekolwiek reklamy mojego bloga! Naprawdę!

Chciałam jeszcze na koniec tylko polecić bloga Zieli(?!): http://justin-bieber-all-around-the-world.blogspot.com/ . Jest naprawdę świetny ;)

To by było na tyle.
Jeszcze raz dziękuję za wszystko!
Do następnego!
Buziakiii:***

13 komentarzy:

  1. Baaardzo, baardzo mi się podoba rozdział. Jestem strasznie ciekawa jak wszystko potoczy się dalej.
    Linexe.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie ;d ciekawe co stanie się potem.

    OdpowiedzUsuń
  3. super. czekam na nn:D

    OdpowiedzUsuń
  4. no, świetny. czekam na nn.
    nutty.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie, żartuję, nie piszę aż tak krótkich komentarzy, tym bardziej,że przeczytałam dwa rozdziały od razu, więc nawet mi nie wypada.
    Justin jest kochany w realnym życiu,więc zrób coś by tutaj taki nie był, okay?!:DDD
    Jest za idealnie...no,Belka nie ma świetnego życia, ale Biebs jest za dobry, zmień to!^^
    Nie mam w zasadzie się czego czepić jeszcze,oprócz tej słodkości Justina, to wiesz,no.
    hmm, to moze już kolejny rozdział?
    Wiesz,że mi sie bardzo podoba jak piszesz,no^^
    wodsiak.tumblr.com.

    OdpowiedzUsuń
  6. czad czekam z niecierpliwością na nn ! <3
    jestem belieberką i piszę opowiadanie o JB, jak masz ochotę to wpadnij , czekam na Twoją opinię :)
    Ps. Informuj mnie o nowym rozdziale proszę.

    www.biebermegan.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. omomomomomomomomomom, kurdeeeee. mega. przeczytałam sobie całe opowiadanie i po prostu wymiękam <333 proszę informuj mnie o nowych (31366626) ♥

    OdpowiedzUsuń
  8. Jest bosko. Chcę już kolejny rozdział. Cóż wiem że informujesz na gg ale ja po prostu bardzo rzadko na nim siedzę, częściej czas spędzam na blogach więc może mogłabyś mnie jednak informować nadal na blogu? Byłabym bardzo wdzięczna. www.purple-glass.blogspot.com ;D

    OdpowiedzUsuń
  9. przeczytałam wszystkie rozdziały i muszę przyznać, że podoba mi się to opowiadanie :) Justin jest uroczy i w sumie nie przeszkadza mi to, że jest właśnie taki, chociaż sama zawsze wolałam go w wersji bad boya xd co mi się najbardziej podoba to chyba fakt, że Anabelle nie ma łatwego życia, nie wiem czemu, po prostu zawsze ciągnie mnie do takich opowiadań, mają w sobie tą cząstkę realizmu... okay, to czekam na kolejny rozdział, informuj na gg 37033825

    OdpowiedzUsuń
  10. jest świetnie, Justin odgrywa świetną rolę co podpadło mi do gustu :3
    www.calm-island.blogspot.com nowy rozdział : )

    OdpowiedzUsuń
  11. Znalazłam w końcu chwile czasu, więc napiszę Ci tutaj kilka słów. To opowiadanie jest cudowne! I nie rozumiem kobieto dlaczego tego nie zauważasz?! Jak już Ci pisałam historia jest poważna i niezwykle poruszająca. Naprawdę trzeba być bardzo wrażliwym i dojrzałym, żeby zabierać się za problemy/ tematy, które są tutaj poruszane. Wielkie uznanie dla Ciebie za to. Nie przeszkadza mi to, że Justin jest uroczy, bo łykam go całkowicie w każdej postaci ;D
    Ale przede wszystkim chciałabym Ci jeszcze raz podziękować za to co zrobiłaś dla mnie i mojego bloga. Za to, że ludzie zaczęli go zauważać i czytać. Dziękuję również za wszystkie miłe słowa i wsparcie. Oficjalnie mogę Cię nazwać matką chrzestną mojego bloga ! ;D Z niecierpliwością czekam na następny rozdział i zapraszam do mnie. Trzymaj się cieplutko. Buźka ;* ;*

    OdpowiedzUsuń