8 września 2012

Rozdział 7

     Podjechaliśmy na komisariat. Na parkingu czekał już na nas menager Justina. Miał zamyśloną minę. W końcu co się dziwić? Szatyn nie wyjaśnił mu nic, a sprawa jest poważna. Przynajmniej dla mnie. Ze skruszoną miną wyszłam ze samochodu. Spuściłam głowę, nie chcąc patrzeć na jego twarz. Dlaczego? Proste - ze wstydu. Bo jak byście się czuli, gdybyście wiedzieli, że żerujecie na kimś innym? Jak jakiś pasożyt? Nie jest to przyjemne uczucie. I pomimo tego, że Justin nie robi tego z przymusu, a z czystej sympatii, to i tak bardzo trudne. Nawet adwokaci z "niższych półek", liczą sobie ze trzy moje miesięczne pensje, a co dopiero taki, który chociaż w małym stopniu potrafiłby wybronić mojego brata? Skoro i tak jest już na przegranej pozycji to co ja mogę jeszcze zrobić? Nic. Taka jest bolesna prawda. 
-Jesteście wreszcie. - odezwał się Scooter, gdy tylko do niego podeszliśmy. - Wyjaśnicie mi wreszcie o co chodzi? - widać było, że się niecierpliwił. Ale kogo to dziwi? Ja nie zamierzałam się w ogóle odzywać. Justin to zauważył, przez co on "przejął pałeczkę". Wiedziałam, że szatyn w pewnym stopniu mnie rozumie, ale... Że aż tak?
-Chodzi o Casimira, jej brata. Chodźmy już. Co z tym adwokatem? - rozmawiali idąc już w stronę budynku. Ja ciągnęłam się za nimi jak jakiś nieszczęsny ogon. Gdyby tylko Justin nie trzymał mnie za rękę i nie ciągnął za nimi, zapewne zostałabym na tym parkingu.Coś odpychało mnie od tego miejsca. Coś, cokolwiek to było. Ale też... Co ja mu powiem? Zobaczę się teraz z Casimirem i co? Zapytam dlaczego to zrobił? I tak mi nie odpowie. Będzie na pewno oschły i nie będzie chciał nic mówić, tak jak gdy byliśmy w areszcie dziecięcym po wypadku rodziców. 
-Handel?! - wrzasnął Scooter na tyle głośno, że kilka osób, kręcących się wokół komisariatu, obróciło głowy. Justin tylko pokiwał głową, ignorując wścibskie spojrzenia nieznajomych. - Wiesz, że ciężko będzie go wybronić? Nawet z najlepszym adwokatem? - stwierdził, bardziej niż zapytał. Doskonale o tym wiedzieliśmy! Na samą myśl skuliłam się w sobie. Szatyn zauważył, że znów powstrzymuję się od wybuchnięcia płaczem, dlatego szybko mnie przytulił. Gdy poczułam na plecach jego delikatne dłonie, zaczęłam cicho szlochać. Czy wszyscy dookoła muszą mi przypominać, że Cas nie ma szans?!
-Wiem. Dlatego pytam o tego adwokata. Warto chociaż spróbować, tak? Nie możemy poddać się bez walki. - odpowiedział mu Justin, nie wypuszczając mnie z ramion.
-No tak... - westchnął. - Sam Anthony Harris się zgodził. Powiedział, że podejmie się wszystkiego, bo ja sam nie wiedziałem o co chodzi. Jest już w drodze, powinien być za jakieś pół godziny. - wyjaśnił Scooter, a mi szczęka opadła. Tak szybko? Załatwił wszystko tak szybko?! Jak to możliwe? Widząc moją minę zaśmiał się lekko, rozładowując nieco atmosferę. - Jestem menagerem samego Justina Biebera. Nikt mi nie odmówi. 
-No właśnie. A teraz chodźmy. - dokończył Justin i przepuścił mnie w drzwiach komisariatu. Za główną ladą nie siedział nikt inny jak Komendant Johnson. No pięknie. 
-Oh! Annabelle! Witaj. - przywitał się ze mną radośnie. Mi nie było wesoło, przypominając sobie wszystkie te dni spędzone tutaj. - Komendant Johnson. - przedstawił się Scooterowi i Justinowi. Szatyn nadal obejmował mnie ramieniem, co dodawało mi otuchy. - O! Czyż to nie sam Justin Bieber? 
-We własnej osobie. - uśmiechnął się zwycięsko, podając policjantowi rękę. Kto wie, czy przez to nie pójdzie łatwiej?
-Moja córka jest pana wielkim fanem. No, ale do rzeczy. Wy pewnie w sprawie Casimira Kinga, zgadłem? - zadał pytanie retoryczne. - Ja zajmuję się tą sprawą, więc zapraszam do gabinetu. - machnął ręką w prawą stronę. Zawołał kogoś na zastępstwo, przy czymś co przypominało recepcje i pokierował nas do jednego z pokoi. 
-Nasz najlepszy adwokat powinien się tu zjawić lada chwila. - powiedział Scooter, pewnym siebie głosem. Usiedliśmy na krzesłach i czekaliśmy na rozwój wydarzeń. Gabinet nie różnił się niczym od tych w szpitalu. Biurko, krzesła, szafki z papierami. Norma. 
-Adwokat, mówicie? - zdziwił się Johnson. Wiedział, że nie mam pieniędzy, więc nie spodziewał się takiego zagrania z mojej strony. - Sprawa jest prosta. Chłopak został złapany na handlu narkotykami przy jednym z pobliskich clubów nocnych. Nie był sam, oczywiście resztę też już mamy, ale to nie zmienia faktu, że on też jest w to zamieszany. Jedyne co może zmiękczyć serce sędziego jest to, że zeznał, że robił to dla rodziny. Tyle. - Justin na te słowa prychnął pod nosem. Nie chciałam się przyznawać, ale podzielałam jego zdanie. Dla rodziny? No pewnie. Jasne... Są inne sposoby, żeby "ratować rodzinę" i one w przeciwieństwie do tego są legalne! 
-Jaka będzie kara? - zapytał Scooter. Tylko on z naszej trójki trzymał głowę na karku, jak to mówią. Ja z szatynem byliśmy bardziej rozkojarzeni. 
-Cóż... - zaciął się komendant. Po chwili wyrecytował mi formułkę, która, gdyby nie to, że siedzę, zwaliłaby mnie z nóg. - Art. 59 ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii:
1. Kto, w celu osiągnięcia korzyści majątkowej lub osobistej, udziela innej
osobie środka odurzającego lub substancji psychotropowej, ułatwia użycie albo
nakłania do użycia takiego środka lub substancji,
podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10.W najlepszym wypadku, jeśli wasz... - tutaj zrobił cudzysłów, nabijając się z nas - "najlepszy adwokat" się spisze, dostanie wyrok w zawieszeniu. - ręce zaczęły mi niebezpiecznie się trząść. Czułam jak świat przed oczami lekko mi wiruje, lecz nie chciałam się poddać, nie teraz. Myślami byłam gdzie indziej, a faceci nadal dyskutowali o sprawie sądowej. Moje rozmyślania, a ich rozmowy przerwało stanowcze pukanie do gabinetu. Już po chwili drzwi otworzyły się, a w nich stanął wysoki brunet, z teczką, ubrany w garnitur. Komendant Johnson chyba nie wiedział, że ze zdziwienia otworzył buzię. Po chwili się otrząsnął, odchrząknął zażenowany, co wprawiło mnie w lekkie rozbawienie. Wstał, poprawił mundur i wyprostował się dumnie. 
-Pan Anthony Harris. - jego głos, w tamtym momencie, nie brzmiał tak pewnie jak podczas rozmowy z nami. Oczami wyobraźni widziałam, jak Johnson podkula ogon i ucieka pod biurko. Kulturalnie wstałam i podałam rękę adwokatowi. Skoro wywarł on takie emocje na samym Komendancie, to nawet nie chcę myśleć ile musiał kosztować.
-We własnej osobie. Chcę porozmawiać najpierw z panem Brownem, później z oskarżonym, a następnie z panem. - zażyczył sobie. Od razu dostał czego chciał. Został ze Scooterem w tym gabinecie, a my w trójkę opuściliśmy pomieszczenie. 
-Chcemy porozmawiać z Casimirem. - powiedział Justin tonem nie znoszącym sprzeciwów. Johnson tylko potulnie przytaknął i zaczął nas gdzieś prowadzić. Nie mogłam uwierzyć, że pieniądze dają taką... Władzę. To chyba najlepsze określenie. Weszliśmy do jakiegoś pomieszczenia niczym ze "Skazany na śmierć" i zostaliśmy sami. Johnson nas uprzedził, że zaraz przyśle tu mojego brata. Ale... Co ja mu powiem? Co zrobię jak go zobaczę? Jak mam się zachować? Nie pozwolono mi za długo rozmyślać nad tym, bo już po krótkiej chwili wprowadzili tutaj Casimira. Partrzyłam jak przy drzwiach zdejmują z niego kajdanki i wpychają do pomieszczenia jak najgorszego śmiecia. Łzy same zaczęły zbierać mi się pod powiekami. Czekałam tylko na ten moment w którym wybuchnę. A on na pewno nastąpi. Jestem tego pewna. 
-Annie... - wyszeptał Cas na mój widok. Zostaliśmy w tym pomieszczeniu sami. Tak bardzo chciałam go przytulić... Ale... Coś mnie powstrzymywało. I nie, nie był to Justin. To było w mojej podświadomości. Brat widocznie miał takie same zamiary co ja, jednak, gdy zrobił dwa kroki w moją stronę z rozłożonymi ramionami, ja się cofnęłam. Widząc to, mina mu zrzedła. 
-Jak mogłeś? - wydusiłam z siebie tłumiąc w sobie płacz. 
-Annie... Proszę... Nie płacz... - wypowiadał pojedyncze słowa, jednak ja nie za bardzo go słuchałam.
-Jak mogłeś?! - wykrzyknęłam, nie panując już nad swoimi emocjami. Łzy spływały mi ciurkiem po twarzy, a ja nawet nie próbowałam ich zatrzymać. Kłębiło się we mnie tyle myśli, tyle emocji... A ja nie wiedziałam co mu powiedzieć. Nie czekając na jego reakcję, wybiegłam z pomieszczenia omijając go szerokim łukiem. Justin wybiegł za mną, złapał mnie i znowu przytulił. Dlaczego on był dla mnie taki miły?! Taki opiekuńczy wręcz?! Gdy zaczęłam się uspokajać, zobaczyliśmy zbliżającego się Scoota. Szatyn poprosił go, żeby zaprowadził mnie do samochodu, bo on chce jeszcze porozmawiać z Casimirem. Nie sprzeciwiałam się. Potulnie szłam w stronę wyjścia. Oparłam się o maskę samochodu i czekałam na szatyna. Uspokoiłam się po jakimś czasie i zaczęłam rozmyślać, jak ja to powiem May? W ogóle... Co ja mam jak powiedzieć?
-Zastanawiałem się ostatnio, dlaczego Justin jest wobec ciebie taki opiekuńczy... - zaczął w pewnym momencie Scooter. 
-Też mnie to zastanawiało... Zapytałam go o to dzisiaj, a on odpowiedział mi, że mu na mnie zależy... - powiedziałam niepewnie. Scot spojrzał na mnie ze zdziwioną miną.
-Serio? Może to też...  - mruknął pod nosem totalnie zbijając mnie z tropu.
-Co masz na myśli mówiąc "też"? - zapytałam akcentując ostatnie słowo.
-Wiesz... Wydaje mi się, że ma wyrzuty sumienia. Po tym wypadku, w końcu jechali na JEGO koncert i to Robert, człowiek z JEGO ekipy ich potrącił. 
-C-Co? - wyjąkałam całkowicie zdezorientowana. 
-Justin nic ci nie mówił? - naprawdę się zdziwił. Zaczął się wahać, jednak jak już zaczął opowiadać, to wypadałoby, żeby skończył. - Robert.. Został zwolniony, upił się i usiadł za kółkiem. To on ich potrącił. Myślałem, że to dlatego Justin tak się zachowuje wobec ciebie.. Że ma poczucie winy. 
-Być może. - mruknęłam pod nosem. Teraz wszystko wydawało się jasne. To było jego zadośćuczynienie. Czuł się winny i robił wszystko, żeby jakoś mi to odpłacić. A ja głupia uwierzyłam mu, że może choć w małym stopniu jestem dla niego tak ważna jak on dla mnie... Głupia ja. O wilku mowa. Chłopak wyszedł z komisariatu i w ciągu kilku sekund pojawił się przy mnie. Pożegnał się ze Scooterem i skierował wzrok na mnie. 
-Jak się czujesz? - zapytał widząc moją minę.
-Nijak. Jedźmy już. - odpowiedziałam chłodno totalnie zbijając go z topu. Wsiadłam do jego samochodu. I odwróciłam wzrok w kierunku szyby. 
     Nie miałam ochoty z nim rozmawiać. Nie po tym co się dowiedziałam. Jak on mógł? No jak on mógł?! Kolejny chłopak, który mnie zawiódł. Najpierw Cas, teraz on... Czy ja już zawsze będę nieszczęśliwa? 

~*~
Witoojcie! Pierwszy rozdział w czasie roku szkolnego. Wczoraj wróciłam dopiero przed północą do domu, więc nie miałam już jak opublikować. Nadrabiam to teraz. Mam nadzieję, że się podoba.

Jak tam po powrocie do szarej rzeczywistości, zwanej "szkołą"? ;) Muszę się pochwalić, że od poniedziałku zdążyłam już zaliczyć sprawdzian i kartkówkę, więc... ;p

Dziękuuuuuję za 16 komentarzy pod ostatnim rozdziałem! Naprawdę, bardzo mnie to ucieszyło<3 Mam nadzieję, że teraz też do tylu dobijecie ;)

Następny za tydzień! :D

Buziakiii:***

12 komentarzy:

  1. ehh, szkoda mi jej ;<

    OdpowiedzUsuń
  2. wow;p no jeszcze tego brakowało, że się z justem pokłoci/ła. -.- Boski rozdział;D Czekam na nn<3

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale genialny ten blog ! Z niecierpliowścią czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj tam, czemu od razu tak pesymistycznie? Nie wie, że po burzy zawsze wychodzi słońce? Musi tylko poczekać na odpowiedni dzień. Mam nadzieję, że mimo wszystko Casimir (chciałam tak nazwać swojego psa ^^) wyjdzie z więzienia. A co do Justina, to nie wydaje mi się, żeby opiekował się nią tylko z powodu wyrzutów sumienia… na pewno mu na niej zależy :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Cześć, cześć.w koncu ponadrabiałam zaległe rozdziały i już jestem na bieząco, co bardzo mnie cieszy.Casimir musiał mieć ukryty jakiś wątek,bo chyba nie byłby na tyle głupi by coś takiego zrobić? no proszę cię. toż to bezdenna głupota z jego strony by była.
    I zgadzam się z witness, Justin nie robi tego z powodu wyrzutów sumienia,na pewno!

    [my-resurection]

    OdpowiedzUsuń
  6. ZAKOCHAŁAM SIĘ! Totalnie się zakochałam w tym opowiadaniu. Jest takie, takie piękne... Jesteś świetną pisarką i nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Biedna Bella tyle ma na głowie! :( [else-dream.blog.onet.pl]

    OdpowiedzUsuń
  7. Zaczyna się robić coraz ciekawiej.; D Ciekawe jak zareaguję Bella! Czekam na nn. ;**

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny :3 Z niecierpliwością czekam na następny.
    Opowiadanie jest cudowane a trafiłam tu przypadkiem. c:
    Świetnie piszesz!

    OdpowiedzUsuń
  9. Super informuj mnie xD GG: 5728872

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetny (jak zwykle)! Już myślałam, że pójdzie z górki i ta sytuacja jeszcze bardziej ich zbliży. No i rzeczywiście na początku tak było...tyle, że się pokomplikowało:) Czekam na nn!:*

    OdpowiedzUsuń
  11. ponownie: świetne, mówie to szczerze, dobrze się czyta to co piszesz, jak na dobrą historię z wątpiem miłosnym, musi się coś popsuć, u mnie w sumie też tak jest, to zaskakujące jak każdy na podstawie podobnego schematu przedstawia odmienną historię, brawo! ;*

    OdpowiedzUsuń