26 października 2012

Rozdział 11

 [ROZDZIAŁ PISANY PRZED ŚMIERCIĄ AVALANNY ROUTH]

     Zaspana otworzyłam oczy i rozejrzałam się wokoło ze zdezorientowaną miną. Leżałam na łóżku, w pokoju, który w pierwszej chwili nic mi nie mówił. Dopiero po krótkim czasie ogarnęłam się w sytuacji. Po mojej lewej stronie leżał nie kto inny jak Justin. Włosy miał rozczochrane, co dodawało mu uroku. Umięśnione ramiona trzymał pod głową, zapewne próbując się wygodnie ułożyć. Uśmiechnęłam się na ten słodki widok. Sięgnęłam po swój telefon, który leżał na szafce nocnej zaraz obok łóżka. Zbliżało się południe. Nasza nocka filmowa musiała zostać odespana. Wstałam delikatnie i bezszelestnie opuściłam pokój nie chcąc budzić szatyna. Udałam się do kuchni, nalałam sobie do szklanki wody i zaczęłam rozmyślać. Skąd wczoraj było we mnie tyle odwagi, żeby tak po prostu go pocałować? No jak to możliwe?! Do tego jeszcze, fakt, że tutaj jestem. W jego domu. Razem z nim. I to bez pracy. Musiałabym czegoś poszukać, bo naprawdę podbieranie pieniędzy z konta Justina było ostatnią rzeczą jaką chciałabym robić. Cieszyłam się też, że Maya bardzo nas wspiera. Gdy wczoraj zobaczyła nas razem trzymających się cały czas za rękę, całujących się raz po raz, była naprawdę szczęśliwa. Tylko... Z jakiego powodu? Dlatego, że moim chłopakiem był jej idol, czy z faktu, że w ogóle kogoś mam? Westchnęłam zrezygnowana, stwierdzając, że takie myślenie nie robi mi dobrze na umysł, zajrzałam do lodówki. Nie wiedziałam, czy robić śniadanie, czy może już obiad. Zdecydowałam się postawić na coś pomiędzy. Przygotowałam wszystkie potrzebne składniki i zrobiłam najnormalniejsze w świecie naleśniki. Nie byłam za dobrym kucharzem, więc cieszyłam się, że potrawa była zjadliwa i udało mi się nią najeść. Usmażyłam jeszcze kilka naleśników, ułożyłam je na talerzu, polałam syropem klonowym, który Justin tak uwielbiał i nalałam do szklanki soku pomarańczowego. Układałam wszystko na stole i już zamierzałam ruszyć ku schodom, by obudzić śpiocha, gdy owy śpioch mnie wyprzedził pojawiając się w progu kuchni.
-Co tak ładnie pachnie? - zapytał jeszcze zaspanym głosem. Ta seksowna chrypka, którą dało się słyszeć za każdym razem gdy coś mówił, nasiliła się, zapewne od długiego milczenia podczas snu.
-Jedzenie. - wyjaśniłam dobitnie lekko się śmiejąc. Chłopak odpowiedział mi tym samym, podszedł do mnie i pocałował czule na powitanie. Ruchem ręki pokazałam mu, że ma usiąść.
-A ty nie jesz? - zapytał, przeżuwając pierwszy kęs.
-Jadłam wcześniej. Smakuje? - zapytałam, zmieniając temat.
-Bardzooo. - jęknął przesadnie.
-Miałbyś coś przeciwko, gdybym poszła się wykąpać...? - zapytałam nieśmiało. Chłopak zakrztusił się aktualnie przełykanym kęsem.
-O co ty mnie pytasz? - syknął w moją stronę. Widziałam, że lekko się zezłościł, że znowu zaczynam ten temat, ale to naprawdę nie moja wina!
-Nadal czuję się niepewnie w twoim domu... - zaczęłam, lecz chłopak gwałtownie mi przerwał, uderzając pięścią w stół.
-Naszym domu, do cholery! - podniósł ton. Widziałam, że był wściekły. Skarciłam się w myślach za moją bezmyślność. Niepotrzebnie zaczynałam ten temat. Kiwnęłam tylko głową i ulotniłam się do łazienki, uprzednio zabierając potrzebne rzeczy. Wzięłam szybki prysznic, nie chcąc zużyć dużo wody. Ubrałam się w swoje zwykłe ciuchy, związałam mokre włosy w kitkę i... no właśnie. Nie wiedziałam co robić dalej. Naprawdę nadal czułam się tutaj nieswojo, chociaż wiem, że nie powinnam. Wróciłam do pokoju, w którym spałam razem z Justinem i nie wiedząc co ze sobą zrobić, najzwyczajniej w świecie położyłam się na łóżku. Leżałam plecami do drzwi, lecz szatyn nawet nie próbował się skradać. Wszedł jakby nigdy nic, położył się obok i przytulił czule do moich pleców. - Przepraszam cię... - powiedział ze skruchą w głosie. Nie był to wymuszony ruch, naprawdę było mu przykro. - Może i za bardzo się zdenerwowałem, ale to nie zmienia faktu, że to przez ciebie. - prychnęłam pod nosem. Przyszedł niby przeprosić, a robi mi wyrzuty! - Chodzi o to, że wiesz jakie jest moje zdanie na temat twojego mieszkania tutaj, no i oczywiście pracy, ale ty jesteś tak uparta, że nie możesz tego przyjąć do wiadomości, prawda? - chciał żebym potwierdziła obelgę wobec siebie?! Chciałam wykrzyczeć mu prosto w twarz jak chamsko się zachowuje, jednak nie byłam taka odważna. Miałam za słabą psychikę żeby mu się w tak gwałtowny sposób przeciw wstawić, no a dodatkowo jeszcze... Po części mówił prawdę. I to bolało najbardziej. - Chcę dla ciebie jak najlepiej... - zakończył swoją przemowę i delikatne obrócił mnie na plecy, żeby móc spojrzeć mi w oczy. Musnął moje usta czym totalnie mnie rozproszył. Skubany! Wiedział, że jak tak ze mną postąpi to mu ulegnę! - Wszystko okej? - zapytał z szerokim uśmiechem. Nie było mnie stać na nic więcej poza głupim "Yhym". - To się cieszę. - odpowiedział i pocałował mnie znowu tym razem namiętniej. - Nie krępuj się przed niczym, dobrze? - zapytał już delikatniej. Przytaknęłam i przyciągnęłam go znowu do siebie, bo jakoś tak... Zatęskniłam za smakiem jego ust. Przynajmniej tak sobie wmawiałam. 

*

     Cały dzień minął nam przyjemnie. Spędziliśmy go w domu na błogim "nicnierobieniu". Poniedziałkowy poranek nie był już taki przyjemny. Ja miałam szkołę a Justin pracę. Wstaliśmy wcześnie rano, ogarnęliśmy się i nie pozostało nam nic innego jak opuścić nasze małe królestwo. Pojechaliśmy samochodem Justina. Chłopak podwiózł mnie pod szkołę i pożegnał czułym pocałunkiem, który nie umknął uwadze całej szkoły. Co dziwne, nie przejęłam się tym. Chyba bardziej byłam zajęta rozmyślaniem co takiego szatyn przygotował na popołudnie. Oczywiście po wizycie u May. Innej opcji nie dopuszczałam.
     Lekcje minęły mi spokojnie. Nie stało się nic co mogło by mi popsuć humor, nie licząc tych wszystkich spojrzeń. Kilka osób, z którymi nigdy nie rozmawiałam powiedziało mi "cześć". Oczywiście nie chciałam być nieuprzejma i zawsze odpowiadałam tym samym. Na informatyce, dosiadła się do mnie jakaś dziewczyna z mojej grupy, której za bardzo nie kojarzyłam. Włączyła jakąś stronę plotkarską i wyszukała artykuły o mnie. Wiedziałam, że spotykanie się z Justinem wpłynie na moje życie prywatne, ale nie myślałam, że aż tak. W jednej notce zawarte były zdjęcia jak idę do szkoły... na serio... JAK IDĘ DO SZKOŁY. Czy to było normalne? Otworzyłam kolejnego linka, tego najnowszego. A tam co? Zdjęcia jak spaceruję z Justinem po parku. Wczoraj pod wieczór byliśmy się przejść, jednak nie widziałam, żeby ktoś robił nam zdjęcia. Starałam się tym nie przejmować i nawet dobrze mi szło, bo fakt, że Justin jest bardzo szczęśliwy na fotografiach wszystko mi rekompensował. Momentalnie przypomniało mi się jak trzyma mnie za rękę... Jakie jego dłonie są delikatne i duże w porównaniu do moich... Jak mnie całuje... Ten cudowny smak jego ust.... Jak mnie przytula... W jego ramionach czuję się bezpieczna, tak jak nigdzie nie będę się czuła. Mam wrażenie, że mogłabym się tam schować i nikt by mnie nie znalazł... 
     Za bardzo się rozmarzyłam, bo oprzytomniałam dopiero gdy zadzwonił dzwonek, oznajmujący, przynajmniej mi, koniec lekcji na dzisiaj. Wybiegłam przed budynek szkoły i pierwsze co to ujrzałam Justina. Stał oparty o swój sportowy samochód niczym model z najlepszego magazynu. Naprawdę. Serce zabiło mi mocnej. Gdy tylko mnie zobaczył posłał mi szeroki uśmiech który od razu odwzajemniłam. Widziałam jak stara się ignorować wszystkie dziewczyny, które przechodziły specjalnie przed nim i kręciły tymi swoimi chudymi tyłkami. Pokręciłam z politowaniem głową i podbiegłam do szatyna. Od razu zarzuciłam mu ręce na szyję i cmoknęłam w usta. Nim chłopak zdążył zareagować oderwałam się od niego i szybko wsiadłam do samochodu. Widziałam zdezorientowanie na jego twarzy. Zaczął się śmiać i po chwili już siedział za kierownicą. Ogólnie miałam dzisiaj wyjątkowo dobry humor. Dlaczego? Sama nie wiem. Nie pytajcie mnie o to.
-To jakie plany na dzisiaj? - zapytałam pełna entuzjazmu i energii.
-Najpierw jedziemy na obiad. Ja jestem głodny i ty na pewno też. Później myślałem, żeby zabrać Mayę i Avalannę do DisneyLand'u... Poznałybyście ją i w ogóle. Spędzilibyśmy razem fajnie czas. Co ty na to? - zapytał spoglądając na mnie. Znaleźliśmy się już na głównej drodze.
-Jestem jak najbardziej za. Myślisz, że lekarz wypuści Mayę? - zastanowiłam się.
-Na pewno. Już kilka razy wspominał, że mogłaby mieszkać z tobą i tylko przychodzić na kontrolę, więc nie sądzę, żeby miał jakieś zastrzeżenia co do tego pomysłu. Zresztą dobrze jej to zrobi.
-Masz rację... - przyznałam.
    Resztę drogi spędziliśmy na zwykłej rozmowie. Opowiadałam mu co ciekawego było dzisiaj w szkole, o ile w ogóle może być coś ciekawego w takim miejscu. Justin wymienił się ze mną również swoimi opowieściami z dzisiejszego dnia. Widziałam, że jest bardzo zmęczony, jednak próbował to zamaskować. Gdybym nie znała go tak dobrze, to może bym uwierzyła, jednak nie ze mną te numery. Gdy tylko wspominałam o tym, że może najpierw powinien odpocząć a dopiero później szaleć w takim miejscu jak DisneyLand, od razu zaprzeczał. Wolałam nie wywoływać niepotrzebnych kłótni i po prostu starałam się mu uwierzyć, że na serio nie jest aż tak zmęczony na jakiego wygląda.
     Na obiedzie wylądowaliśmy w przeciętnej restauracji. Uprosiłam o to Justina, jednak okazało się, że nie był to najlepszy pomysł. Gdy tylko otrzymaliśmy zamówienie, zrobiło się niemałe zamieszanie. Jak się okazało przed wyjściem kręciło się stado facetów z aparatami, którzy próbowali uchwycić chociaż jeden moment z naszego wspólnego obiadu. Justin zadzwonił do swojego ochroniarza, który przyjechał nam pomóc. Widziałam, że szatyn lekko się rozzłościł... Znaczy "lekko" to najdelikatniejsze słowo jakie użyłam. Miałam wrażenie, że to moja wina i to, że wolę przebywać wokół normalnych ludzi a nie celebrytów, chociaż mój związek z Justinem zaprzecza tej tezie.
     Podjechaliśmy pod szpital mojej siostry. Wyjaśniliśmy lekarzowi o co nam chodzi, podpisaliśmy potrzebne dokumenty. Ku naszemu zdziwieniu, doktor poprosił nas do swojego gabinetu. Byłam bardzo zdziwiona i jednocześnie się wystraszyłam, bo jego mina nie wskazywała na nic dobrego. Bałam się, że coś stało się May, jednak odgoniłam od siebie wszystkie złe myśli. Polecił nam żebyśmy usiedli... O co chodzi?
-Mamy dawcę! Operacja jutro popołudniu. - wyjaśnił z entuzjazmem. Moja radość była nie do opisania! Czy to znaczy, że Maya znowu będzie normalną nastolatką? Znowu będzie ze mną mieszkać i chodzić do szkoły? Ta informacja całkowicie odmieniła mój dzień. Maya również wiedziała co ją czeka i pomimo, że powiedziała prawdę, że się po prostu boi, chce tego. Chce spróbować.

*
     Podjechaliśmy również pod szpital Avalanny, załatwiliśmy formalności i ruszyliśmy do DisneyLandu. Dziewczynki bardzo przypadły sobie do gustu. Ja również pokochałam tą kruszynkę, jednak byłam o nią odrobinkę zazdrosna. Dziwne prawda? Nie mam pojęcia jak to możliwe... Może chodziło o to, jak Justin się nią opiekował, jak się o nią troszczył.... Robił to z taką miłością i czułością... Dziewczynka w sumie nie narzekała, bo kto by narzekał. No ale sam fakt. Smutno mi było to stwierdzać, jednak podzieliliśmy się na to popołudnie. Ja poszłam z May na jakieś karuzele, z których obie byłybyśmy zadowolone, a szatyn podporządkował się Avalannie. Mieliśmy spędzić to popołudnie razem, jednak coś nie wyszło. Oczywiście nie mam tego za złe, bo Av jest naprawdę cudowną dziewczynką. Polubiłam ją pomimo tego, że ona mnie niekoniecznie. Chociaż nie ma co się dziwić, Justin jest jej idolem, więc jeśli chodzi o taką opiekę to żadna jego fanka by nie pogardziła.
     Zastanawiałyśmy się z May gdzie chcemy iść teraz, gdy postanowiłyśmy iść coś przekąsić. Poszłyśmy do czegoś w stylu McDonald's, które znajdowało się na terenie całego parku. Oczywiście jak to bywa w takich miejscach, kolejki były ogromne, ale też również w środku znajdowała się masa stolików. Powiedziałam, żeby Maya zajęła jeden z nich, a ja poszłam ustawić się po zamówienie. Stanęłam za grupką chłopaków na oko w moim wieku. Byli ustawieni coś na kształt okręgu, więc jeden z nich miał na mnie idealny widok. Krótko ostrzyżony brunet, w zwykłych jeansach i t-shircie. Nic nadzwyczajnego. Przestałam zwracać na niego uwagę, jednak on nadal się we mnie wpatrywał. Udałam, że tego nie widzę i przyjrzałam się menu wyświetlanym u góry, by zdecydować co chcę zamówić. Ku mojemu zaskoczeniu, owy natrętny brunet popchnął swojego kolegę, który był obrócony do mnie plecami, tak mocno, że wpadł na mnie. Zanim zdążył się odezwać, wyprzedził go sprawca całego zdarzenia.
-Nic ci nie jest? Bardzo przepraszam cię, za kolegę, straszna z niego ciapa. Jestem Nicholas. A ty jak masz na imię? - typowy podrywacz.
-Annabelle. - odpowiedziałam krótko.
-Jesteś tu sama? - kontynuował a jego koledzy przerwali swoje rozmowy i wszyscy obrócili się w moją stronę.
-Nie, z siostrą. Zajmuje stolik. - wyjaśniłam nie wiem po co. W sumie to nawet zrobiłam to nieświadomie. Pomimo tego, że Nick, jak już zdążyłam stwierdzić na początku, był strasznym podrywaczem, miał bardzo ufny wyraz twarzy. Wydawał się miły, więc próbowałam się do niego przekonać.
-My również jesteśmy z rodzeństwem! - odpowiedział podekscytowany. - Ja przyszedłem z dwunastoletnim bratem, tak samo jak Mark, a Tom przyprowadził ośmioletnią siostrę. Może usiądziemy razem? - zaproponował. Stwierdziłam, że może się to okazać nawet dobrym pomysłem. Maya pozna jakiś swoich rówieśników, no i nie będziemy się tak bardzo nudzić jak we dwie. Oczywiście przypuszczam, że gdyby Justin był z nami, nie miałybyśmy takiego problemu... Nieważne. Zgodziłam się. Zamówiliśmy jedzenie i ruszyliśmy w stronę stolików. Jeden z chłopaków, którego imienia nie zdążyłam zapamiętać, poszedł zająć większy stolik, który pomieścił by całe nasze ośmioosobowe grono. Reszta udała się po dzieciaki, które siedziały przy na dwóch osobnych miejscach.
     Gdy już nareszcie zaczęliśmy jeść, widziałam po minie mojej siostry, że niestety towarzystwo nie przypadło jej do gustu. Oczywiście ja, w przeciwieństwie do niej świetnie się bawiłam. Naprawdę Nicholas był żywym przykładem, że pozory mylą. Cała grupka okazała się bardzo zabawna i wesoła. No, ale co dobre zawsze się kończy, tak samo jak nasze dzisiejsze spotkanie. Nasi nowi znajomi stwierdzili, że będą już się zbierać do domu. Wymieniliśmy się numerami telefonów i ruszyliśmy razem do wyjścia. Stwierdziłam, że mu też już będziemy się zbierać, bo robi się późno i w każdej chwili Justin może zadzwonić, że czeka z Avalanną przy samochodzie. Ja z siostrą, oczywiście gdy pożegnałyśmy się już z chłopakami, usiadłam na najbliższej ławce niedaleko wyjścia. Widziałam naburmuszoną minę May, więc próbowałam ją jakoś rozweselić, na marne.
-Po co z nimi rozmawiałaś? - wypaliła nagle. - Masz Justina.
-Jakbyś nie zauważyła, Justina tu nie ma. - odpyskowałam jej. - Myślałam, że będziesz się cieszyć z jakiegoś nowego towarzystwa.
-Wolałabym być z Justinem.
-To dlaczego z nim nie poszłaś od razu, co?! - zezłościłam się na nią. Już chciała mi coś odpowiedzieć, ale nie dostała takiej szansy, bo mój telefon zaczął dzwonić. O wilku mowa.
-Słuchaj Bella, bądźcie gdzieś tak za jakieś pół godzinki przy wyjściu, bo my już się cofamy, ale po drodze pewnie zaliczymy jeszcze jakieś karuzele, okej? - zapytał a mnie wcięło.
-Pół godziny? - jęknęłam. - Justin, my już czekamy przy wyjściu.
-Oh... To nie wiedziałem. Okej... To będziemy najszybciej jak się da. Czekajcie tam. - powiedział i się rozłączył.
     Maya przez całe pół godziny nie odezwała się do mnie słowem. Szczerze mówiąc, to byłam zdziwiona, że się pokłóciłyśmy. Już dawno tego nie robiłyśmy... Czułam lekkie wyrzuty sumienia, jednak akurat ta kłótnia nie była z mojej winy! Naprawdę! Nie mogłam przyznać się przed dziesięciolatką, że mi przykro, że tak potoczyła się nasza rozmowa, bo by za bardzo to wykorzystywała.
     Nareszcie pojawił się Justin. Pocałował mnie w policzek na powitanie i od razu zwrócił się w stronę dziewczyn, które zaczęły sobie opowiadać jak to spędziły popołudnie. Szatyn w drodze do samochodu niósł Avalannę, a moją siostrę prowadził za wolną rękę. Ja trzymałam się z tyłu, nie przejmując się niczym i esemesując z Nicholasem.
     Chyba każdy z nas trochę inaczej wyobrażał sobie to popołudnie...


Ku pamięci Naszemu Aniołkowi. Kochamy Cię.
R.I.P. Avalanna [*]

~*~
Tak jak obiecałam. Zaczął się weekend.. Mamy 11 rozdział!:)

Po pierwsze... DZIĘKUUUJĘ za PONAD 10000 wyświetleń i 140 komentarzy!!!!! naprawdę nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy<3 dziękuję, dziękuję, DZIĘKUUJĘ<333

Po drugie... Sonda u góry coś mi szwankuje... Nie dość, że nie wyświetla się tytuł to jeszcze resetują się głosy... ;x pamiętam, że ostatnio jak wchodziłam to było coś około 30 na drugą część i z 5 na nową historię... Głosujcie dalej, może się naprawi xD Bynajmniej, ja sprawdzam codziennie, więc nic mi nie umknie:D

Jeszcze raz dziękuję za wszystko i widzimy się za tydzień z 12 rozdziałem!:)

Pozdrawiam!
Buziaki!!!:*

6 komentarzy:

  1. Podoba mi się twoje pismo, takie proste, lekkie jednym słowem przyjemnie się czyta. Justin wydaje się być taki prawdziwy, nie potrafię go określić słowami... Jeżeli chodzi o główną bohaterkę to chyba ją polubiłam, chociaż... Chodzi mi po głowie mnóstwo myśli na jej temat. Może muszę się wkręcić w jej osobowość, siła czasu. ; ) Pewnie mi się to uda bo mam zamiar czytać to opowiadanie i tyle. Dość kontrowersyjna (chyba lekko przesadziłam) sytuacja była w tej restauracji. Ten Nicholas pewnie miał na celu poderwanie Annabelle, a no właśnie jeżeli już tu jestem to bardzo fajne imię, kiedyś nazwałam tak swoją lalkę ale to nieistotne. ; p Muszę dodać, że wszystko dobrze się przedstawiało w głowie, chyba źle to ujęłam. Ogólnie to opowiadanie jak na razie przypadło mi do gustu. Czekam na 12 rozdział i jeżeli mogłabyś poinformować mnie na http://i-will-wander-till-the-end-of-time.blogspot.com/ byłoby pięknie. ; D

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmm dobre, jestem ciekawa co dalej się wydarzy :) Myślę, że nas jeszcze czymś genialnym zaskoczysz ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. No, no, no. Ja tu przeczuwam coś... no właśnie coś.
    Nie jestem pewna co to będzie, ale ktoś tu namiesza w ich życiu, tak czuję. : oo Już chcę weekend i będę czekać na kolejny rozdział historii < 3
    Wiem, że zmieniłaś adres i zależy ci na dyskretności, a wic spytam:
    No blou mam zakładkę ulubione, i tam mam podany jeszcze adres bad-life-timer mogłabym go zaktualizować? c:

    OdpowiedzUsuń
  4. Już zaczyna się psuć ?! Ehh...
    Ale rozdział super ! Nie mogę sie doczekac kolejnego ! :D
    *

    OdpowiedzUsuń
  5. Strasznie podoba mi się to opowiadanie, jest takie łatwe w czytaniu. Często mam tak, że przy jakimś rozdziale zatrzymuje się co kilka linijek i przeglądam inne strony, tutaj tak ani razu nie miałam :)
    Zapraszam do siebie, all-too-well.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. No na wstepie chcialam cie bardzo przeprosic za to ze noe dodalam komentarza po przeczytaniu. No ale coz. Sama chyba rozumiesz szkola i inne zajecia uniemozliwiaja mi komentowanie. Ale teraz staram sie nadrobic zaleglosci. no to moze juz przejdzmy do rozdzialu. No co troche sie od siebie oddalili ale mam nadzieje, ze to tylko na czas spedzony w disney landzie i po powrocie wszystko znowu bedzie cudownie. No i avalanna nasza kochana. Nigdy o niej nie zapomne zawsze bedzie dla mnie zywa [*] No i co mam ci tu wiecej napisac. Hmm. No chyba pisabie o stylu pisarskim nie m sensu bo juz znasz moja opinie, a oczywiscie jest ona pozytywna. Wiec nie pozostajae mi nic innego jak z niecierpliwoscia czekac na kolejny rozdzial, ktory mam nadzieje, ze szybko dodasz <3
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń