Wracaliśmy do domu po całym popołudniu spędzonym w DisneyLandzie. Ja i jedne z najważniejszych kobiet w moim życiu. Brakowało tylko mojej mamy i miałbym komplet. Wolałem się nie przyznawać jaki byłem zmęczony, bo całe przedpołudnie spędziłem w studiu nagrywając muzykę i pisząc teksty na nową płytę. Byłem naprawdę wymęczony, ale chciałem skupić się na dziewczynach. Dzisiaj ja i moje potrzeby nie były ważne. Podjechaliśmy pod szpital Avalanny, pożegnaliśmy się i ruszyliśmy w drogę do drugiej podobnej placówki, w której tymczasowo mieszkała Maya.
-Przestań wreszcie pisać z tym idiotą. - warknęła May w stronę swojej starszej siostry.
-Jak ty się wyrażasz, co? - wyzwała ją Bella. Wolałem uniknąć jakichkolwiek kłótni pomiędzy tą dwójką. Za bardzo potrzebowały nawzajem swojego wsparcia i nie miały czasu na takie bezsensowne kłótnie. Przerwałem im to i skupiłem się na słowach dziesięciolatki. Przez całą drogę byłem zaślepiony Avalanną i May, że nie zauważyłem co robiła moja dziewczyna. W sumie... Przez całe popołudnie nie skupiałem na niej tyle uwagi ile powinienem. Jak się okazało, Annie rzeczywiście z kimś esemesowała. Stwierdziłem, że nie będę poruszać tego tematu teraz przy May, jednak ciekawość tak mnie zżerała, że nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Odwieźliśmy księżniczkę do szpitala i ruszyliśmy w drogę do domu. Na początku słychać było tylko radio, ryk silnika i oczywiście odgłos naciskania klawiszy telefonu przez Bellę. Przerwałem tą niezręczną ciszę między nami.
-O kim mówiła Maya? - zapytałem prosto z mostu. Już dawno stwierdziłem, że jeśli chodzi o moją dziewczynę, to tak wychodzi najlepiej.
-O Nickolasie. - odparła szczerze. - Poznaliśmy, to znaczy ja poznałam, grupkę chłopaków, dzisiaj w DisneyLandzie. - no i się zaczęło. Zazdrość wypełniła całe moje ciało praktycznie w jednej sekundzie. Nie chciałem dać tego po sobie poznać, jednak nie wyszło mi to tak jak zamierzałem. Zacisnąłem mocniej ręce na kierownicy a przed oczami momentalnie pojawił mi się moment, gdy Annabelle wychodzi ze szkoły w towarzystwie innego chłopaka. - Oj spokojnie Justin. - powiedziała z uśmiechem. Ja nie podzielałem jej entuzjazmu.
-On wie, że masz chłopaka? - zapytałem napiętym głosem.
-Nie. A czy musi? - no w tym momencie to ona chyba sobie ze mnie jaja robi. Bezwiednie przycisnąłem mocniej pedał gazu.
-Powinien. - warknąłem w jej stronę. Nasza rozmowa znowu prowadziła do kłótni, a na to nie chciałem pozwolić. No ale co mogłem zrobić?!
-Justin, zwolnij. - poprosiła mnie. Zignorowałem to i nadal ze skupieniem wpatrywałem się na drogę i samochody, które mijaliśmy. - Justin, zwolnij! Boję się. - powiedziała już bardziej stanowczo. Momentalnie spuściłem nogę z gazu i westchnąłem przeciągle. Wymamrotałem coś na kształt "przepraszam".
Do końca drogi, Annabelle nie użyła swojego telefonu już ani razu. Może i ten fakt w maleńkim stopniu mnie uspokoił, to i tak nie dałem tego po sobie poznać. Weszliśmy do domu, a ja pierwsze co to rzuciłem się na kanapę. Moja dziewczyna (jeszcze moja, bo nie wiem czy za chwilę jakiś dupek z DisneyLandu mi jej nie zabierze), usiadła obok mnie i położyła swoją delikatną dłoń na moim czole.
-Mówiłam, że jesteś zmęczony. - stwierdziła, czule głaskając mnie po policzku.
-Jest okej. - powiedziałem, nie do końca z prawdą nie ruszając się z miejsca.
-Idź się wykąp, a ja w tym czasie przygotuję łóżko i coś do jedzenia. - powiedziała i wstała. Oczywiście nie muszę chyba wspominać, że jej magiczna ręka, która tak mnie uspokajała tym głaskaniem, zniknęła w tym samym momencie. Jęknąłem co miało oznaczać, że się zgadzam i udałem się do łazienki. Wykąpałem się, ubrałem w ciuchy do spania i ułożyłem wygodnie na pościelonym przez dziewczynę łóżku. Czy ona czasem mnie nie rozpieszcza? Albo w ten sposób próbuje odciągnąć moje myśli od niejakiego przydupasa z DisneyLandu? Nie wiem. Nieważne. Wiem jednak, że dopiero gdy poleżałem chwilę na łóżku, zorientowałem się jaki jestem padnięty. Odpłynąłem praktycznie w jednej sekundzie, jednak nie pospałem za długo, bo obudziła mnie Annie z talerzem kanapek.
-Musisz coś zjeść. - powiedziała swoim specyficznym tonem, który nie znosił sprzeciwów. Posłusznie pochłonąłem przygotowaną przez nią kolację i ułożyłem się z powrotem. Znowu nie dane było mi się za długo nacieszyć wygodą, bo moja ciekawska strona naprawdę chciała się dowiedzieć kilka istotnych szczegółów z dzisiejszego popołudnia.
-Słuchaj... - zacząłem jednak dziewczyna widząc moją minę od razu zorientowała się o czym chcę porozmawiać.
-Nie masz o co być zazdrosny, dobrze? Nickolas jest tylko przypadkowym chłopakiem, na którego wpadłam popołudniu. Jestem pewna, że kontakt niedługo się urwie i będzie po sprawie. Nic takiego się nie stało. - widząc tą szczerość w jej oczach, grzechem byłoby nie uwierzyć w jej słowa. Ale jedna rzecz nie dawała mi spokoju.
-To dlaczego nie powiedziałaś mu, że masz chłopaka? Wstydzisz się mnie? - wypaliłem znowu z tym moim "zazdrosnym" akcentem. Dziewczyna westchnęła.
-To nie o to chodzi. Po prostu... - zacięła się, a ja już zdążyłem się domyśleć, że próbuje tak dobrać słowa, żeby jak najmniej mnie "zranić".
-No powiedz. Ale szczerze. - ponagliłem ją.
-Widział, że byłam sama to po prostu zagadał. Nic takiego. Nie chciałam, żeby wyrobił sobie jakieś bezpodstawne zarzuty wobec ciebie. - wyjaśniła, a ja momentalnie zrozumiałem o co jej chodzi.
-Przepraszam, że nie spędziliśmy razem popołudnia. Po prostu... - chciałem się wytłumaczyć tylko nawet nie wiedziałem jak. - Avalanna i Maya to są dwie różne osoby. Stwierdziłem, że najlepiej będzie jeśli wykorzystają ten czas jak najlepiej i myślałem, że to właśnie będzie najlepsze rozwiązanie, no ale jak widać się pomyliłem. - westchnąłem ze zrezygnowaniem. - Przez to całe zamieszanie, skupiłem się na dziewczynkach, a nie na tobie.
-Ale przecież nic się nie stało. - uciszyła mnie, widząc jak robię z siebie idiotę tą paplaniną. - Może i na początku byłam trochę zawiedziona, ale później się przyzwyczaiłam. Nie martw się, wszystko okej.
-Przyzwyczaiłaś się, bo poznałaś Nickolasa. - palnąłem zanim zdążyłem ugryźć się w język. Skrzywiłem się momentalnie i spojrzałem na Annabelle. Dziewczyna wyglądała na rozbawioną.
-Jesteś aż tak zazdrosny o chłopaka, którego znam ledwo od kilku godzin? Proszę cię... A jak ja patrzyłam jak czule opiekujesz się Avalanną to miałam to samo uczucie. - odpowiedziała, a mie totalnie zatkało. Tak to wyglądało?
-Ale przecież to jest całkiem inna sytuacja! - oburzyłem się.
-Wcale nie. - zaśmiała się. Zanim zdążyłem wypuścić ze swoich ust wiązankę argumentów, które miały potwierdzić fakt, że mam rację, dziewczyna przylgnęła do moich ust. Od razu spuściłem z tonu i przyciągnąłem ją do siebie. Ułożyliśmy się na łóżku nie przerywając pocałunków. Niestety, zanim zdążyłem się ponieść chwili, Annie podniosła się ze mnie i uciekła ze śmiechem do łazienki, krzycząc po drodze, że mam już iść spać, bo jestem zmęczony, a ona zaraz do mnie dołączy. Zaśmiałem się lekko, ale nie sprzeciwiałem się.
Pomimo tego, że tak bardzo chciałem zaczekać aż dziewczyna ułoży się obok mnie, nawet nie zorientowałem się kiedy odpłynąłem.
*
Obudziłem się wyspany w wyśmienitym humorze. Niestety mój szeroki uśmiech zniknął z mojej twarzy praktycznie tak szybko jak się pojawił. Annabelle nie było ze mną w łóżku. Rozejrzałem się zdezorientowany. Nie było jej nawet w pokoju. Westchnąłem i ruszyłem do łazienki. Wziąłem orzeźwiający prysznic i ubrałem się w jakieś normalne rzeczy do chodzenia po domu. Wychodząc z powrotem do swojego pokoju spojrzałem instynktownie na zegarek i oczy wyleciały mi na wierzch. Było wpół do trzeciej! Podszedłem do szafki nocnej i zwinąłem z niej swój telefon. Zaraz obok leżała komórka Annie. Podświetliłem i zobaczyłem, że dostała esemesa od Przydupasa z DisneyLandu. Odczytałem i zaśmiałem się pod nosem. Po prostu go wyszydziłem. Usunąłem wiadomość i odłożyłem urządzenie z powrotem na miejsce z którego go zabrałem. Ten śmieć jeszcze ma czelność prosić ją o spotkanie i wysyłać jakieś tam buziaczki? No chyba go pogięło. Nie ma szans. Zszedłem na dół i skierowałem się do salonu. Nikogo tam nie było. Szukałem dalej. Bella musiała być w domu, bo nigdzie nie rusza się bez telefonu. Długo mi to nie zajęło, bo znalazłem ją w kuchni. Siedziała przy stole w kuchni i mieszała bezsensownie łyżeczką w herbacie, zapatrzona w jakiś punkt na blacie. Nawet nie zauważyła gdy pojawiłem się w kuchni, dlatego mogłem bez problemu jej się przyjrzeć. Ubrana była w zwykłe jeansy i koszulkę z nadrukiem, jednak leżało to na niej idealnie. Włosy miała spięte w kucyk, jednak niektóre kosmyki wysmyknęły się jakoś i delikatnie opadały na jej twarz. Stwierdziłem, że czas przestać zachowywać się jak jakiś pedobear, więc wkroczyłem do kuchni.
-Cześć skarbie. - powiedziałem delikatnie, jednak Annie otrząsnęła się na dźwięk mojego głosu, jakby wybudzona z jakiegoś transu. - Wszystko w porządku? - zapytałem.
-Tak tak. Cześć. - powiedziała znudzonym tonem. Pocałowałem ją w policzek na powitanie i zająłem miejsce na przeciwko niej. - Zrobiłam obiad. Podgrzać ci? - zapytała. Przytaknąłem i posłałem jej uśmiech pełen wdzięczności. Dziewczyna wstała i zaczęła przygotowywać posiłek bez żadnych emocji. Po chwili przede mną stał talerz pełen pysznego spagetti. Zacząłem pałaszować ze świecącymi oczami. Mój zapał jednak nieco przygasł, gdy zobaczyłem, że moja dziewczyna nie je tylko wróciła do swojego poprzedniego zajęcia. Odłożyłem widelec z hukiem na stół i spojrzałem na Annie wyczekująco, jednak nie mogła tego dostrzec, bo była zbyt zajęta mieszaniem, zapewne zimnej już herbaty.
-Czym się tak zamartwiasz? - zapytałem poważnym tonem. Dziewczyna spojrzała na mnie wystraszonym spojrzeniem.
-A co jeśli coś się nie uda? Coś pójdzie nie tak? - zapytała łamiącym się głosem. Spojrzałem na nią nieco zbity z tropu, jednak po chwili zorientowałem się o czym mówi.
-Annie...
-A jeśli szpik się nie przyjmie? Albo będą jakieś powikłania? Cokolwiek? Nie pomyśleliśmy nad tym zgadzając się na operację... - westchnęła. Zauważyłem, że zbiera jej się na płacz.
-Przecież nie mamy innego wyboru. Wolałabyś patrzeć, jak Maya umiera przez chemioterapię? A tak w ogóle, to jest silna dziewczynka, więc nie ma szans żeby coś poszło nie tak. Musisz w to wierzyć, kochanie. - powiedziałem łagodnie wstając i ją przytulając. - Operacja jest za dwie godziny. Jedziemy już? - zapytałem.
-Tak. Poczekaj tylko się ogarnę. - posłała w moją stronę uśmiech. Wstała i skierowała się na górę. Ja zająłem z powrotem swoje miejsce, chcąc dokończyć obiad. Nie zdążyłem nawet nałożyć makaronu na widelec, a poczułem słodkie usta na swoich wargach. Czuły, ale za razem mocny pocałunek sprawił że zapomniałem kompletnie o obiedzie. Myślałem tylko co by zrobić, żeby Annie była bliżej mnie, żeby się nie odrywała. Bezwiednie wplątałem delikatnie dłoń w jej włosy, przyciskając ją mocniej do siebie. Drugą rękę miałem na plecach dziewczyny, która stała przy mnie. Jej dłonie natomiast badały całą moją twarz i włosy. Ten dotyk był najprzyjemniejszą rzeczą jaką w życiu doznawałem. Jednak oczywiście nasza chwila uniesienia musiała się szybko skończyć. Brunetka odsunęła się ode mnie i spojrzała mi prosto w oczy. - Dziękuję. - powiedziała i zniknęła na górze. Siedziałem chwilę osłupiały, jednak gdy tylko udało mi się ogarnąć sytuację, która miała miejsce kilka minut temu, wróciłem do jedzenia z szerokim uśmiechem na ustach.
*
Siedzieliśmy w trójkę w dużej sali do której przenieśli naszą księżniczkę. Dostała przed chwilą zastrzyk, więc to tylko kwestia czasu, gdy zaśnie. Niestety całe nasze spotkanie było bardzo sztuczne. Każdy z nas się denerwował, jednak każdy na swój sposób. Maya próbowała przekonać Annabelle, że ma przestać tak przeżywać i uspokoić się, bo wszystko będzie dobrze, jednak moja dziewczyna wciąż stała przy swoim i mówiła, że pomimo wszystko Maya ma być dzielna i silna, bo nie może nas zostawić. Tutaj miała rację. Nie mogłem sobie wyobrazić dnia, w którym mogłoby jej zabraknąć. Stała się nieodłącznym elementem mojego życia. Już przecież planowaliśmy razem, jak będziemy mieszkać, gdy ona wreszcie wyjdzie ze szpitala. Jak urządzimy jej pokój, kiedy zacznie chodzić do szkoły... To wszystko musiało się spełnić. Po prostu MUSIAŁO.
Widziałem jak Maya próbuje utrzymać oczy otwarte, jednak nie miała na
to żadnego wpływu. Po prostu odpływała w świat snów i miała tam zostać
na jakiś czas. Tylko na jakiś czas. Chociaż bardzo dobrze to wiedziałem i
tak nie potrafiłem się z tym pogodzić. Mimowolnie łzy cisnęły mi się do
oczu, ale chciałem być silny. Chciałam dodać dziewczynce otuchy, żeby
wiedziała, ze nawet gdyby poszło coś nie tak, a nie mogło, to żeby
odnalazła siłę, żeby się wybudzić. Dla siebie, dla Annabelle, dla
Casimira, dla MNIE. Nie mogła nas zostawić tak po prostu. Kiedyś Annie
żyła tylko i wyłącznie dla Niej. Co by było gdyby nie miała mnie?
- Zaśpiewaj mi... - wszeptała na pół przytomna w stronę swojej siostry. Ta uśmiechnęła się krzywo i westchnęła.
- Ale ja nie umiem. Przecież dobrze o tym wiesz... - stwierdziła łamiącym się głosem.
-
Spróbuj... Zrób to dla mnie... - uśmiechnęła się półgębkiem, a mi
zmiękło serce. Annie nie miała wyboru. Co mogła innego zrobić?
Przybliżyła się do niej i zaczęła szeptać jej do ucha słowa mojej
piosenki. - Through the sorrow and the fights, don't you worry, cause everything's gonna be alright...*
Próbowała nie fałszować i nie zgubić rytmu. Słyszałem to w jej głosie.
Skończyła drugą zwrotkę i zauważyła, że nie ma już po co śpiewać. Maya
już nie było. Spała. Nie zauważyłem nawet jak przyszedł lekarz z jakimś
pomocnikiem, by zabrać naszą małą księżniczkę. Annabelle za nic w
świecie nie chciała puścić jej delikatnej rączki. Byliśmy przy niej, aż
nie zniknęła za ogromnymi białymi drzwiami. Widziałem, że Annie chciała
iść dalej, więc, otoczyłem ją ramionami i nie pozwalałem się z nich
wyswobodzić.
- Spokojnie... To tylko operacja. - wyszeptałem jej
do ucha, jednocześnie dodając otuchy i sobie. Przytuliłem ją mocno do
siebie. Przytaknęła na moje słowa i przetarła mokre oczy. - Chodź na
dół, do bufetu. Potrzebujemy chociaż kubka kawy, jeśli chcemy tutaj
czekać kilka godzin. - powiedziałem pewnym głosem i chwyciłem ją mocno w
talii, bo nie miała siły by iść sama. Stres wyżerał nas od środka, ale
wizja spędzenia tego czasu pełnego napięcia z razem, odrobinę podnosiła
mnie na duchu. Annabelle nie będzie sama i to najbardziej się liczyło.
Teraz wszystko zależało od lekarzy i przede wszystkim od Maya'i.
~*~
No i witajcie! Mamy rozdział dwunasty.
Zaskoczeni? Nie? A to szkoda....
Nie będę się za bardzo rozpisywać...
Mam nadzieję, że podoba wam się ten rozdział.
Przepraszam za jakiekolwiek błędy.
Chciałabym, żeby nowy rozdział pojawił się równo w przyszłym tygodniu, ale nie jestem pewna, czy się wyrobię, bo ten tydzień mam zawalony sprawdzianami. Każdego dnia coś. Ale się postaram. Także, bądźcie czujni i sprawdzajcie czy nie ma nic nowego;)
Sonda u góry zostaje usunięta, bo za bardzo mnie irytuje. Zdecydowaną większością głosów otrzymała odpowiedź pierwsza, więc OGŁASZAM WSZEM I WOBEC, ŻE BĘDZIE DRUGA CZĘŚĆ OPOWIADANIA O JUSTINIE I ANNABELLE!:) Mam nadzieję, że się spodoba.
Do następnego!
Pozdrawiam!
Buziaki!!! :***
Jej, ja już myślałam, że ona tak siedzi bo Avalanna nie zyje : o A to dzień operacji! : D Jak zawsze mi sięwszystko podoba ^^ Tylko jestem ciekawa jak to z tym całym 'przydupasem'' będzie : D
OdpowiedzUsuńO matko. Oby operacja się udała. bo szokiem będzie jeśli May'a... no jeśli się coś nie uda.
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na następny :D
Jejku ale to było dobre jak Justin przyśpieszył w tym samochodzie, już myślałam, że coś się stanie. Myślę, że operacja się uda :) Podoba mi się i czekam na więcej :)
OdpowiedzUsuńFajne, pisz dalej :)
OdpowiedzUsuńŚwietne. Masz ogromny talent. ;* Oby operacja Maya'i się udała. <3 Świetny rozdział. :)) Hahahaa.. Powtórzyłam się, ale na serio bardzo mi się podoba. ;*
OdpowiedzUsuńkońcowa scena mnie wzruszyła :c a Justin niech znów nie będzie taki zazdrosny, chociaż jest to w jakiś sposób słodkie ^^ no nic, to ja czekam na kolejny rozdział. w sumie osobiście głosowałam za nowym opowiadaniem, ale ciąg dalszy tej historii też jest dobrym pomysłem i podoba mi się :)
OdpowiedzUsuńXYey, jestes niesamowita :) Dodajesz rozdzialy w mgnieniu oka. Ja tu jeszcze przezywam poprzedni, a tu juz kolejny. No, ale bardzo mnie to cieszy, ze z tym nie zwlekasz. No, a co do rozdzialu? Hmm... Mam nadzieje, ze przydupas za wiele nie namiesza bo nie chce ich rozpadu :d o a ostatnia sceana to mnie szczerze wzruszyla. Wspulczuje ludzia ktorzy maja ta chorbe. Ja bym nie dala z nia rady dlatego ich podziwiam :) No coz jak zwykle sietny rozdzial i nie mam sie czego doczepic :p W takim rzie z niecierpliwoscia czekam na kolejny i mam nadzieje, ze wyjdzie tak szybko jak ten :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*