9 listopada 2012

Rozdział 13

     Uniosłam mozolnie powieki i westchnęłam przeciągle. Gdy skojarzyłam jaki dziś dzień, momentalnie straciłam chęci żeby wstać z łóżka. Nawet widok słodko-śpiącego szatyna, nie poprawił mi humoru. Chociaż... Mimowolnie uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Delikatnie odsunęłam kosmyki włosów, które zakrywały mu oczy. Nie mogłam się powstrzymać. Przybliżyłam się do niego i delikatnie muskałam jego wargi. Poczułam jak się uśmiecha przez sen. Przestałam niechętnie, obrzuciłam go ostatnim spojrzenie i zdjęłam jego rękę ze swojego brzucha z zamiarem wstania.
-Nieee... - usłyszałam jęknięcie po mojej prawej. - Jeszcze trochę... - mruczał pod nosem. Zanim zdążyłam coś odpowiedzieć, jego umięśnione ramiona otoczyły mnie w biodrach i pociągnęły w dół, z powrotem na materac. Głowa Justina wylądowała na moim obojczyku i z tego co się domyśliłam, to było jej tam bardzo wygodnie, bo ani myślała stamtąd zniknąć.
Nie to żeby mi to przeszkadzało... Wręcz przeciwnie. Zaczęłam głaskać chłopaka po głowie, od czasu do czasu, składając lekkie pocałunki na jego włosach. Po paru chwilach stwierdziłam, że powinnam zacząć się już szykować. Próbowałam wstać, lecz byłam tak zakleszczona w  ramionach swojego chłopaka, że jakikolwiek ruch graniczył z cudem.
-Justin, musimy już wstawiać. - powiedziałam delikatnie. Chłopak otworzył oczy i zaczął patrzeć prosto w moje.
-Wiesz, że kocham Twoje oczy najbardziej na świecie? - zapytał zachrypniętym głosem.
-I tu robisz błąd. - zaczęłam tajemniczo. - Powinieneś kochać swoje, bo gdyby nie one, nie widziałbyś moich. - dokończyłam prawie szeptem.
-Masz rację. Mój błąd. - przyznał chłopak poważnie, po chwili oboje wybuchnęliśmy radosnym śmiechem.
-Chodź, zrobię śniadanie. - zaproponowałam. Widziałam jak Justin markotnieje. Próbowałam go jakoś zachęcić, jednak nie za bardzo mi się to udawało. Stwierdziłam, że lepiej będzie, gdy on sobie jeszcze poleży, a ja ubiorę i uszykuję do wyjścia.
    Wzięłam prysznic i spojrzałam na ciuchy, które leżały na pralce. Skrzywiłam się automatycznie. Stanęłam w ręczniku przed lustrem i zaczęłam od włosów. Rozczesałam je porządnie i wysuszyłam. Nie używałam ani prostownicy ani lokówki. Wolałam je zostawić naturalne. U góry były prościutkie, tylko przy końcach lekko się wyginały. Ubrałam bieliznę i z wyraźnym niezadowoleniem wymalowanym na twarzy, zaczęłam się zakładać resztę. Najpierw ciemne, materiałowe spodnie. Później przyszła kolej na prostą, turkusową bluzkę, na którą byłam zmuszona założyć sztywną, czarną marynarkę. Założyłam jeszcze długi naszyjnik po mamie, a na stopy wsunęłam baletki. Mój makijaż składał się jedynie z wodoodpornego tuszu do rzęs i podkładu matującego. Na dzisiaj nic więcej nie było mi potrzebne. Wyszłam z łazienki dopinając drugi srebrny kolczyk. Skierowałam się do sypialni, żeby sprawdzić co z Justinem. Chłopak leżał rozwalony na całym łóżku, a pościel w połowie znajdowała się na podłodze. Zaśmiałam się lekko na ten widok.
-Przecież już nie śpię. - wymamrotał Justin.
-Przecież wiem. - odpowiedziałam nie przestając się uśmiechać. - Ile potrzebujesz czasu żeby się ogarnąć? Bo nie wiem czy już robić śniadanie, czy jednak jeszcze zaczekać.
-Już, już... - usłyszałam tylko. Znowu zachichotałam. Chociaż Justin poprawia mi humor.
-W takim razie muszę zaczekać.

*

-A ty nie jesz? - zapytał Justin.
-Nie dam rady nic przełknąć. - westchnęłam, psując jednocześnie panującą atmosferę.
-Bella. Proszę cię. - chłopak widząc, że nadal się opieram, westchnął ze zrezygnowaniem. - Ja wszamałem już cztery te twoje tosty i chętnie zjadłbym drugie tyle, ale tego nie zrobię dopóki ty nie zaczniesz jeść. - zaszantażował mnie krzyżując ręce na torsie. 
-Ale ja nie dam rady. - jęknęłam. - Chcesz żebym puściła pawia na środku sali?
-Aha, to czyli wolisz zemdleć? - zirytował się. - Słońce, nie dość, że pół nocy nie spałaś, to teraz nic nie jesz. Nie przejmuj się. Wszystko przecież będzie dobrze. - pocieszył mnie, złączając nasze ręce na stole. Przytaknęłam potulnie i patrzyłam jak Justin kończy śniadanie.
-To co, możemy jechać? - zapytał.
-Tak. Możemy jechać. - odpowiedziałam niepewnie.
     Gdy tylko opuściliśmy teren domu, zaczęły nawiedzać mnie najgorsze scenariusze... Próbowałam ściągnąć swoje myśli na inny tor, więc skupiłam się na pogodzie. Krople deszczu uderzały rytmicznie w samochód Justina. Spływały powoli po szybach zostawiając smugi, po których poruszały się kolejne krople. Taka pogoda w Nowym Jorku, była bardzo częstym widokiem, jednak tym razem czułam w środku, że ona po prostu odzwierciedla moje uczucia. Dzisiejszy dzień nie będzie łatwy, a ta ulewa tylko jeszcze bardziej mnie dobija. 
-O, Calvin Harris w radio. Znowu inna piosenka? - odezwał się Justin, przerywając jednocześnie panującą ciszę. Zrobił nieco głośniej, przez co zagłuszył odgłosy deszczu, ale nie miałam mu tego za złe. Może to nawet i lepiej?
-No coś ty. Słyszałam ją już. - powiedziałam i zaczęłam podśpiewywać pod nosem. - But I'm tired of hope with nothing to hold, I'm living on such sweet nothing.* - po krótkim zastanowieniu, stwierdziłam, że akurat te wersy idealnie pasują do mojej sytuacji. Naprawdę, męczyłam się już tym, że praktycznie nie mam nic oprócz siostry. No i od niedawna, Justina. Ale to nie zmienia faktu, że nie mam nic. "Żyję w Słodkiej Nicości".
-A to podobno ja, pracuję w przemyśle muzycznym. - odezwał się Justin, wyrywając mnie z transu. 
-Huh? - nie miałam pojęcia czego to się tyczy, że niby dobrze śpiewam? Ha. Dobre sobie.
-To ty znasz piosenki innych artystów, a ja w ogóle nie przejmuję się konkurencją. Powinienem też znać tą piosenkę, ale nieee... Zamiast skupiać się na pracy w studio, muszę skupiać się na tobie.... żartuję. - na początku jego wypowiedzi, nawet nie spostrzegłam się, że moje serce zaczęło walić jak szalone. Naprawdę, wystraszyłam się, że mówi na poważnie.
-Nie strasz mnie tak. - powiedziałam słabym głosem. Bieber tylko obrócił głowę w moją stronę i posłał mi cwany uśmiech, nie odrywając wzroku od drogi. Wolałam już jechać ja drugi koniec stanów, niż usłyszeć "Już jesteśmy" i musieć wysiadać w takim miejscu. Nie uśmiechał mi się dzisiejszy dzień, w ogóle.
-Chodźmy. - powiedział Justin. Chwycił mnie mocno za rękę i zaczął prowadzić do budynku. Na początku, nie wiedzieliśmy, w którą stronę się udać, ale zapytaliśmy się kilku osób na korytarzach i trafiliśmy. Stanęliśmy przed salą. Wzięłam głęboki oddech i weszłam do środka. Usiadłam w pierwszym rzędzie, a Justin zaraz obok, nie puszczając w ogóle mojej dłoni. Byłam mu wdzięczna, że jest tutaj ze mną i chociaż w małym stopniu mnie wspiera. Nie zebrało się za dużo ludzi. Nawet nie liczyłam na to. W sumie, chyba tak było lepiej. Żadnych niepotrzebnych osób. I zaczęło się.
     Na salę sądową, w której obecnie się znajdowaliśmy, wprowadzono Casimira  w towarzystwie dwóch policjantów. Na nadgarstkach miał kajdanki. Mimowolnie łzy zaczęły napływać mi do oczu i coś ścisnęło mnie za gardło. Justin widząc, że już na samym początku nie jest ze mną dobrze, nie wiedział co robić. Opanowałam się i wymusiłam uśmiech, chcąc go tym jakoś uspokoić. Pomimo tego co zrobił Cas i jakie ja miałam odczucia wobec niego, nie zmieniało to faktu, ze jest moim bratem. Moją rodziną. Najbliższą. Każdy popełnia błędy, prawda? Musimy nauczyć się wybaczać, bo inaczej... Zresztą... Kogo ja okłamuję. Jesteśmy ludzi. Nie potrafimy wybaczać. Mój brat usiadł przy stole, razem z panem Anthonym Harrisem. Miałam nadzieję, że zrobi wszystko żeby go z tego wyplątać. Przecież mi obiecał, prawda?
     Cała rozprawa dłużyła mi się niemiłosiernie. Nie miało dla mnie znaczenia nic innego, jak wyrok sądu. Chociaż...
-Wzywam na świadka, Annabelle King. - te słowa usłyszałam jakby przez mgłę. Anthony Harris patrzył się wprost na mnie, a ja siedziałam z otwartą buzią. Nic nie wspominał, że będę musiała zdawać zeznania przed sądem! Przecież już to robiłam tylko na komisariacie! Dlaczego każe przechodzić mi te katorgi po raz kolejny? Justin lekko mnie szturchnął, więc chcąc nie chcąc wstałam. Podeszłam niepewnie do barierki na środku sali. Nie spojrzałam na Casimira ani razu. Mogłam się jedynie domyślać, jaką ma minę. Pewnie był zaskoczony. Pewnie nie spodziewał się mnie tutaj. A może jednak doskonale wiedział, że tu będę? Że będę zeznawać?
-Proszę się przedstawić, ile ma pani lat, czym się pani zajmuje... - zaczęła pani sędzia. Jak zwykle ten niepotrzebny i nic niewarty wywiad na początek. Nie wiem do czego to ma służyć, skoro zapewne ma tam dokument mojej tożsamości.
-Annabelle King... Mam siedemnaście lat... Jestem uczennicą... - mówiłam wszystko słabym głosem. Nie chciałam wyjść na pewną siebie. Chociaż... Chyba tak tylko sobie wmawiałam. Nie stać mnie było w takich chwilach na jakiś inny ton głosu.
-Jest pani spokrewniona z oskarżonym? 
-Tak. Jestem jego siostrą. - powiedziałam głosem wypranym z emocji. Nie miałam zamiaru patrzeć na "oskarżonego", ale czułam jego palący wzrok na swoich plecach.
-Wie pani co grozi za składanie fałszywych zeznań? - zapytała, na co ja tylko przytaknęłam głową. - W takim razie, nie przedłużajmy już. Proszę opowiedzieć co działo się tamtego wieczoru.
-Ale... Ale ja nie wiem za dużo... - powiedziałam niepewnie. Mój głos był coraz bardziej piskliwy. Gdy wracałam wspomnieniami do tamtego dnia, łzy cisnęły mi się do oczu. Nic dziwnego, że po chwili nie mogłam powiedzieć za wiele. - Ja... Byłam wtedy... Spędzałam popołudnie z Justinem. Casimir napisał mi tylko esemesa, że nie wróci do domu na noc. Nie napisał dlaczego ani nic z tych rzeczy. Na następny dzień, już policja przeszukiwała nasz dom. Tylko tyle wiem. Naprawdę.
     To by było na tyle. Otrzymałam pozwolenie na to żeby z powrotem usiąść na swoim miejscu. I tak też zrobiłam. Nawet nie patrząc na brata. Znowu. Po mnie przesłuchiwani byli jego koledzy. Ci których znałam, ale zdarzyli się też tacy, których pierwszy raz widzę na oczy i z pewnością, nie miałam ochoty ich poznawać. Dowiedziałam się bardzo wielu istotnych szczegółów dotyczących Casimira. On sam na pewno by mi ich nie zdradził. Nie wiem dlaczego... Bał się? Aż tak bardzo mnie nienawidzi, że woli mnie okłamywać? Nie wgłębiam się już w to. Ta rozprawa całkowicie zmieniła moje podejście do tej sprawy. Może i tak nie wolno, ale chyba bardziej byłoby mi lżej na sercu gdyby jednak poszedł siedzieć. Dziwne? 
     Skończyła się przerwa. Sędzia wyszła, zajęła swoje miejsce, jednak nie usiadła. Stała, zresztą tak jak cała sala. Za chwile miało się okazać co dalej. Co dalej z życiem Casimira. Co dalej z MOIM życiem. Stałam cała zesztywniała ze spuszczoną głową. W momencie, w którym Justin znowu splótł nasze ręce, zamknęłam oczy. Czekanie na wyrok jest chyba najgorszą katorgą na świecie.
-Sąd najwyższy w Nowym Jorku postanowił skazać, oskarżonego o nielegalny handel narkotykami, Casimira Kinga, na dwa lata pozbawienia wolności... W zawieszeniu na cztery lata. 
     Nie poczułam ulgi tak jak się tego spodziewałam. Justin za to owszem. Udało mu się. Załatwił takiego adwokata, który obrócił całą sprawę w zwyczajną łaskę wobec mnie. Oboje osiągnęli to co chcieli. Już pomijam fakt, że byłam im do tego potrzebna. Moje łzy przy zdawaniu zeznań, poruszyły panią sędzię. Do tego jeszcze mój brat, który cały czas tłumaczył się jednym zdaniem: "Robiłem to dla Annie i May." Gówno prawda. 
    Sędzia opuściła salę. Ja również chciałam się z tamtą zwinąć, z nadzieją, że ta męczarnia za chwile się skończy. O jakież było moje zdziwienie.
-Annie! Annabelle, zaczekaj! - usłyszałam za sobą wołanie.  Casimir był ostatnią osobą, z którą chciałam teraz rozmawiać.
-Czego chcesz? - warknęłam w jego stronę. Totalnie go tym zaskoczyłam. Nie spodziewał się takiego oziębłego tonu. Czyli, że co? Liczył na to, że wpadnę mu w ramiona? Że zacznę go ściskać i powtarzać, jak bardzo się cieszę, że nie idzie siedzieć?
-Porozmawiać. - prychnęłam pod nosem.
-Teraz chcesz rozmawiać? - traciłam już powoli cierpliwość. - A dlaczego nie chciałeś rozmawiać pół roku temu, od kiedy zacząłeś to robić, co?! Gdyby cie nie złapali, pewnie nadal bym o tym nie wiedziała, co?! Przyznaj się, że jesteś tylko kłamliwym tchórzem, który nie potrafi poradzić sobie z prawdziwym życiem! - wrzeszczałam na niego, a ludzie wychodzący z sali patrzyli na nas z współczuciem.
-Ale Annie... 
-Nie nazywaj mnie tak. Nie chcę cie już więcej widzieć, zrozumiałeś? Nie radzę ci też przychodzić do May. Nawet nie próbuj. Najlepiej idź sobie trochę zjarać. W końcu to wychodzi ci najlepiej. - warknęłam w jego stronę. Ja zdążyłam już wyjść, a on nadal zszokowany, stał w tym samym miejscu. Na korytarzu zobaczyłam Justina rozmawiającego z moją babcią. Podeszłam do nich i gdy tylko mnie zauważyli, przestali rozmowę. Staruszka szybko do mnie podeszła i przytuliła do siebie. Mimowolnie wybuchłam płaczem. Za dużo wrażeń jak na jeden dzień.
-Nie płacz kochanie... Już po wszystkim... Byłaś taka dzielna... - pocieszała mnie babcia. Uspokoiłam się i porozmawiałyśmy chwilę. Powiedziałam Justinowi, że chciałabym już stąd jechać. Zgodził się bez problemu. Pożegnaliśmy się ze staruszką i ruszyliśmy do samochodu. Gdy usiedliśmy na miejscach, przez dłuższą chwilę nic się nie działo. Spojrzałam na mojego chłopaka, który był pochylony w moją stronę i patrzył mi prosto w oczy, z wymalowanym współczuciem na twarzy. Uśmiechnęłam się lekko w jego stronę i pochyliłam. Pocałowałam go czule i powiedziałam, żebyśmy ruszali. Chłopak przez chwilę milczał, ale widziałam, że coś go męczy. W końcu się odezwał.
-Przemyślałaś to wszystko? W sensie, że... no wiesz... To co powiedziałaś bratu? Jesteś pewna? 
-Tak. - odpowiedziałam beznamiętnie. - Podjedźmy do kamienicy, zabiorę resztę swoich rzeczy, dobrze? - chłopak nie odpowiedział, tylko przytaknął.
-W takim razie... Zapomnijmy o całym tym wydarzeniu. Nie wracajmy do sprawy. - uśmiechnęłam się na jego słowa.

*

     Pakując drugą, ostatnią walizkę, spojrzałam na mój pokój. Puste ściany, meble... Wszystko. Zabrałam ze sobą wszystkie swoje, jak i May, rzeczy. Nie chciałam wyrzucać Casimira, aż taka chamska nie jestem. Skoro ja mogłam wybrać, to wolałam skorzystać z pomocy, niż zostawić brata bez niczego. Schowaliśmy bagaże do samochodu. Widziałam, że Justin był szczęśliwy. Znowu dostał to co chciał. Wprowadzam się do niego na stałe. 
-To co. Jedziemy do May? - zapytał wyjeżdżając z parkingu, pod kamienicą. 
-Tak. Dzisiaj mija równy miesiąc od przeszczepu. Wczoraj tryskała energią, więc mam nadzieję, że dzisiaj również tak będzie. - powiedziałam.
-Na pewno. - zapewnił mnie Justin.
     Wszystko zmierzało w dobrym kierunku. Sprawa z Casimirem dobiegła końca, Maya czuje się coraz lepiej... Czyżby los, w końcu się do mnie uśmiechnął?

*Calvin Harris - Sweet Nothing (Ft. Florence Welch)

~*~
Witam ponownie drogie Panie(bo Panów tu chyba nie ma) XD
Mamy kolejny rozdział. Zaskoczeni? Nie? Trudno. ;c

Nie mam pojęcia w jakim przedziale wiekowym są moi czytelnicy, dlatego chciałabym wyjaśnić tylko, że gdy dostaje się wyrok w zawieszeniu, to nie idzie się siedzieć. Zgadza się? No.

Zaczęłam również pisać kolejnego bloga, ale nie sama, tylko z Dream !:) Zapewne czytacie jej blogi, więc mam nadzieję, że nasz wspólny też będziecie śledzić:) Link podam osobno, bo jak na razie trwają przygotowania xD

Dacie radę dobić do 10 komentarzy, czy nie mam na co liczyć?:)

Następny za tydzień. :D

Pozdrawiam!

Buziaki!:***

10 komentarzy:

  1. A ja znów dodaje komentarz jako pierwsza <3
    Rozdział jak zawsze mi się podoba, na początku myślałam, że May nie żyje : o I tak jak przeczytałam, że to już miesiąc po przeszczepie to tak ufff. : o
    Czekam na następny. :3

    OdpowiedzUsuń
  2. No to teraz się wszytko powinno ułożyć :)
    Czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  3. Na początek powiem, że rozdział bardzo mi się spodobał i świetnie opisałaś uczucia bohaterki :)

    OdpowiedzUsuń
  4. super jak zawsze czekam na nn :) kocham <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajne pisz dalej, długo czekałam na rozdział, ale było warto jak zwykle :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Cześć ! Chciałam cie zaprosić na mój nowy blog o Justinie http://story-about-chanel-and-justin.blogspot.com pisz szybko nowy rozdział, czekam:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Na początku myślałam, że chodziło o to, że to jest decydująca noc dla May. Aż się wystraszyła, że coś złego się stało, a potem zrozumiałam, że chodzi o jej brata i mi ulżyło. No, ale dobrze, że wszystko jej się układa. No i co by tu jeszcze? No nie wiem jak zwykle wszystko jest cudownie i nie ma czego krytykować :) Nie pozostaje mi nic innego jak czekać na kolejny. I cieszy mnie to, że dodajesz tak szybko <3

    [catching-feelings-now.blogspot.com]

    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  8. świetny! czekam na nn;))

    OdpowiedzUsuń
  9. Zakochałam się w Twoim opowiadaniu. *____* Definitywnie. Nudziło mi się i przypomniałam sobie, że obiecałam Ci przeczytać Twojego bloga w wolnym czasie... W niecałą godzinę przeczytałam wszystkie rozdziały i jedyne, co jestem w stanie teraz powiedzieć to GIMME MOOOOOORE! <3
    Trochę mnie irytuje postawa Annabelle, czasem wydaje mi się, że nie wie, czego chce... Ale z drugiej strony na jej miejscu pewnie zachowywałabym się podobnie albo jeszcze gorzej, haha. Więc koniec krytyki, jeśli chodzi o nią. Tak ogólnie to wydaje mi się bardzo sympatyczna. :3
    Co do JB, to strasznie on nerwowy, ale jednocześnie taki słodki, że można mu wszystko wybaczyć. :D
    Za to Maya i Avalanna to takie dwa aniołki. *__* Maya strasznie dojrzała i mądra jak na swój wiek, a jej relacje z siostrą do pozazdroszczenia... Chciałabym mieć taką siostrę. Za to pomysł umieszczenia Avalanny w tym opowiadaniu był genialny, chyba wszyscy za nią tęsknimy, a tak... Każdemu robi się cieplej na sercu. Szczególnie patrząc na jej relacje z JB.
    Zastanawia mnie tylko, czy Annabelle poradzi sobie ze sławą chłopaka i swoją, którą dzięki niemu 'zdobyła'. No i co z tym chłopakiem z Disneylandu? Jak dla mnie mógłby sobie wyjechać do Kambodży i nie psuć nic już więcej. :D
    AAAAJ, publikuj szybciej kolejny rozdział, jeśli możesz, bo już się nie mogę doczekać. <33
    A i mogłabyś mnie informować o NN na GG? :>

    Na Onecie miałam nick Kwaskowa, więc jakby co, Nicole to ja. :)
    [rozumiserce.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  10. świetny! czekam na nn;))

    OdpowiedzUsuń